Irma Kubisty, 24 lata, mieszka i studiuje w Paryżu od 4 miesięcy
Na mój roczny wyjazd do Francji kupiłam sobie wszystko z Tołpy: szampon, odżywkę do włosów, krem i żel do mycia twarzy. Kupuję Tołpę dość lojalnie, znam tę markę od dawna i jej ufam. Nie mam czasu, żeby śledzić nowości. Wolę kupić Tołpę, która jest polska, naturalna, ładnie pachnie i ma branding, z którym się identyfikuję, niż rozważać po kolei wszystkie marki w Superpharmie.
Nie wiem, czy będę przywoziła sobie kosmetyki z Polski. Produkty Tołpy są za duże do bagażu podręcznego, a głównie z takim podróżuję. Pewnie zostanę przy kremach, raz że są małe, dwa, że nie mogę już patrzeć na wszystkie kremy z La Roche, Avene itp.
Mój chłopak przywiózł mi ostatnio krem ultranawilżający Resibo. Kupił go w jakimś eko sklepie w Warszawie, a wcześniej czytał o nim w Zwykłym Życiu. Nie znałam wcześniej tej marki. Jak na razie jestem zadowolona.
Magda Podolewska, 30 lat, mieszka w Antwerpii od 4 miesięcy
Zimą moja twarz bardzo się przesusza. Moja mama wyszperała w aptece w Suwałkach krem, który jak do tej pory najlepiej radzi sobie z moją wiecznie wysuszoną skórę – Linoderm Plus.
Jest bardzo tłusty – sprawdza się do ust, na kolana, łokcie, dłonie, stopy. I przede wszystkim na wysuszone placki na twarzy.
Zosia Popławska, 30 lat, mieszka w Antwerpii od 4 lat
Dużo się zmieniło odkąd pierwszy raz wyjechałam z Polski na stałe. To był rok 2012, małe Eindhoven, mnóstwo Polaków i ani jednego polskiego sklepu. Wtedy wszystko co „polskie” było dla mnie na wagę złota. Aż tu nagle pewnego dnia w centrum Eindhoven otworzył się Inglot. Poczułam dumę, ale i radość, bo akurat kończył mi się róż do policzków.
Od dwóch lat mieszkam w Belgii i tu zdecydowanie łatwiej jest nabyć polski produkt. Na szczęście w prawie każdym sklepie znajduję produkty Ziai. Nie wiem, dlaczego tak bardzo ją lubię, może dlatego, że to polska marka, może dlatego, że wszystkie kremy są bardzo lekkie, a balsamy do ciała takie pachnące i przypominające mi Polskę i babcię. Za każdym razem gdy jestem w polskich delikatesach w Antwerpii, sprawdzam czy jest coś nowego tej marki. Mają tam przeważnie bardzo podstawową serię, często biorę jedynie kilka maseczek. Gdy jestem w Polsce, mam szansę poszperać w większym wyborze i przeważnie kupuję kremy do twarzy. Ostatnio nabyłam te z serii ULGA na dzień i na noc. Są świetne, gdy nie chce nakładać zbyt ciężkich kremów. Poza tym uwielbiam serię SOPOT i balsamy do ciała, zwłaszcza oliwkowy i kakaowy.
Poza Ziają używam kosmetyków Nantes, które dostałam w prezencie od mamy. Dokładnie: Antybakteryjny żel do mycia twarzy z jeżówką i zieloną herbatą , tonik nawilżający z zieloną herbatą i witaminami, głęboko nawilżający krem do twarzy z ekstraktem z zielonej herbaty. Uwielbiam je.
Podsumowując – nie wyobrażam sobie życia bez polskich kremików, które stosuję na zmianę z kosmetykami Clinique. Polski produkt to taki substytut domu.
Kasia Kacperska, 35 lat, mieszka w Londynie od 10 lat
Moimi wyborami kosmetycznymi często kierują sentymenty. Stąd miłość do balsamu do ciała Kozie Mleko z Ziai – jest bardzo wydajny, ma świetną konsystencję, pachnie czystością i tymi wszystkimi studenckimi wakacjami nad morzem i w górach.
Moim kolejnym hitem jest płyn do kąpieli Tołpa Borowinowa Kąpiel Detoksykująca. Niezwykle odpręża i pachnie lasem, mchem, torfem, miętą, limonka czyli znowu sentymentalnie, bo kocham las ogromnie. Niczego podobnego w UK do tej pory nie spotkałam.
Staram się też śledzić polskie nowości. Moim ostatnim odkryciem jest Sylveco. Bardzo łagodne kosmetyki w przystępnej cenie. Polubiłam krem na noc brzozowo-nagietkowy i pomadkę peelingującą.
Przywożę też zawsze mydła Biały Jeleń – to najzwyklejsze i to wzbogacone owsem. Pachną czystością i podstawową, nieprzekombinowaną pielęgnacją.
Działa to oczywiście i w drugą stronę. Gdybym miała się teraz wyprowadzić z UK, brakowałoby mi chociażby Ultrabland z Lush, którego używam od lat do porannego mycia twarzy.