Magdalena Koźlak-Strutyńska: U mnie króluje „skrzypokrzywa” gotowana przynajmniej 15 minut, żeby wydostać z sypanki wszystko, co najlepsze. W codziennej pielęgnacji nie brakuje hydrolatów — melisa, rumianek i lipa na twarz, a róża na włosy. Świeża bazylia koloruje smakiem ulubione potrawy, syrop pokrzywowy usmacznia herbatę, mięta wrzucona do karafki wody orzeźwia. Herbata ze świeżej melisy smakuje lepiej niż z suszonej, a jej zapach połączony z lawendą niesie się wieczorem w powietrzu, kiedy palę swoje ulubione, domowej roboty świece sojowe.
Karolina Kordowska: Pokrzywa! To jest coś! Zbierana latem i suszona, ale też kupowana w aptece. Wspiera układ odpornościowy, a oprócz tego jest genialna na włosy. Można zrobić z niej maseczkę, łącząc jajko, oliwę i właśnie sok z pokrzywy. Efekt? Puszyste, lśniące i miękkie w dotyku. I całkowicie na zdrowo!
Polecam też maseczkę do twarzy z suszu (pokrzywy; nie z torebki, bo ta jest znacznie lżejsza), płatków owsianych i odrobiny mleka. Pokrzywa minimalizuje nadmiar sebum, także nada się zwłaszcza dla osób z cerą tłustą i mieszaną.
Ola Ka: Uwielbiam zioła! Pokrzywa jest ze mną od dzieciństwa — zbierana jeszcze przez łysiejącego i przerażonego tym faktem dziadka, który nakładał z niej maski na głowę i pijał napary na odporność. Sama zebrałam jej w poprzednie lato cało mnóstwo, piję herbatki i robię płukanki do włosów.
Olejki eteryczne — używam geranium (bodziszek) jako preparat na zapalenie uszu (mieszam olejek eteryczny z geranium z dowolnym roślinnym olejem) i aplikuję do ucha. Ponadto geranium również wkraplam do wody w nawilżaczu powietrza. Zapach unosi się długo, uspokaja.
Ponadto stosuję mieszane receptury ziołowe wspomagające zdrowie, które otrzymałam od naturopatki. Warto się do takiego specjalisty wybrać, szczerze polecam. Na problemy ze snem w równych proporcjach: korzeń kozłka lekarskiego, lawenda, szyszki chmielu. Kosztować napar wieczorem!
Aleksandra Kowalczyk: Najczęściej korzystam z ziół w postaci naparów — tymianek, szałwia i rozmaryn na gardło, jeżówka na infekcje, koper włoski i lukrecja na brzuch, lawenda i melisa na uspokojenie. Zdecydowanie moim ulubionym jest rozmaryn. To roślina stworzona dla mnie, odpowiadająca na największe potrzeby. Sprawdza się przy delikatnych włosach, wzmacnia je, pobudzając krążenie, a oprócz tego przyspiesza porost. Z gotowych produktów zaopatruję się w balsam myjący z Sylveco z rozmarynem (mój hit!). Czasami stosuję kupny hydrolat na skórę głowy, choć równie dobrze można przygotować napar, schłodzić go i polać włosy. Hydrolatu rozmarynowego używam również jako toniku do twarzy. Sama robię serum i „masło” do twarzy, do których oczywiście dodaję rozmarynowy olejek eteryczny — mam cerę ze skłonnościami do wyprysków, a ten działa bakteriobójczo. Przepis:
Rozmarynowe masło do twarzy (60 ml/ 55 g)
38,5 g masła shea
15 g mieszanki olejów (jojoba, z czarnuszki, z pestek moreli)
1 g olejków eterycznych (rozmaryn)
0,5 g witaminy E
Masło shea rozpuszczam w kąpieli wodnej aż nabierze rzadkiej oleistej konsystencji. Naczynie z masłem wyciągam z kąpieli wodnej i wlewam oleje z czarnuszki, z pestek moreli i jojoba, mieszając do uzyskania jednolitego płynu. Odstawiam do ostygnięcia. Olejki eteryczne i witaminę E dodaje się dopiero, gdy mikstura ma ok. 30 °C. Można to zrobić „na oko”, tzn. wtedy, kiedy konsystencja nie jest już płynna, a zaczyna zastygać, natomiast jest jeszcze na tyle rzadka, że można ją mieszać. Chodzi oczywiście o to, aby olejki nie straciły swoich właściwości, a witamina E się nie zwarzyła. Po połączeniu wszystkich składników w gładką masę przelewam ją do słoiczka.
Gramy można przeliczyć na mililitry za pomocą prostego wzoru: ml = g ÷ gęstość. Gęstość substancji oleistych to 0,92.
To mój ulubiony przepis inspirowany recepturami na musy do ciała ze strony ECOSPA, gdzie zaopatruję się we wszystkie składniki, a także zlewki, miarki itd. Jest tam bardzo duży wybór, wszystko w jednym miejscu, a opakowania są bardzo ładne. Moje rozmarynowe masło do twarzy — bo ani to krem, ani mus — jest dedykowane skórze trądzikowej. Oleje wybieram lekkie, moje ulubione to z czarnuszki, z pestek moreli i jojoba. Mają one także dość neutralne zapachy, dzięki czemu olejki eteryczne mogą dominować. Bardzo dobry dla cery skłonnej do wyprysków jest także olej konopny, ale ma bardzo głęboki zapach, który przebija się przez olejki i moim zdaniem nie komponuje się z nimi zbyt dobrze (próbowałam różnych kombinacji), choć pewnie to kwestia gustu. Z olejków eterycznych wybieram rozmarynowy ze względu na jego działanie antybakteryjne. Dodatkowo jest on dobry także do odżywiania włosów, a więc ten sam kosmetyk wsmarowuję także w brwi. Witamina E nie jest tutaj niezbędna, ale nie dość, że ma działanie antyoksydacyjne i przeciwsłoneczne, to pełni także rolę konserwantu, dzięki czemu masło może trochę dłużej postać. Konsystencja kosmetyku jest dość twarda i tłusta, ale bardzo szybko rozpuszcza się w dłoniach, a nawilża lepiej niż sam olej. Jeśli ma się więcej czasu, to można z tego zrobić mus, miksując składniki tuż po dodaniu olejków eterycznych i witaminy E.
Masło przechowuję w temperaturze pokojowej i używam ok. dwóch miesięcy, choć mogłoby starczyć na dłużej, ale z naturalnymi kosmetykami trzeba jednak uważać, ich termin ważności zawsze jest krótki. Można je stosować nie tylko do twarzy, ale do całego ciała.
Natalia Różacka: Maseczka to mój absolutny faworyt, więc z chęcią podzielę się recepturą. Kluczowym elementem są bratki. Łagodzą one łojotok i uspokajają cerę. Kupuję je najczęściej w małej zielarni w moim mieście, jednak są łatwo dostępne przez internet, w bardzo przystępnych cenach. Są to już gotowe, ususzone kwiaty. Najpierw robię z nich parówkę na twarz, a następnie dodaję do rozrobionej, w ciepłym naparze z rumianku, 1/4 kostki drożdży. Świetnym dodatkiem do tej maseczki jest również skrzyp, babcina receptura również zaleca suszony, ja jednak dla własnej wygody stosuję pokruszoną tabletkę i efekty wciąż są świetne!
Czekam moment, aż drożdże delikatnie stężeją, aby maseczka nie spływała z twarzy, nakładam ją dość grubą warstwą, po czym przykrywam jeszcze ciepłą, bawełnianą płachtą nasączoną rumiankiem, tym samym, którym rozrabiałam drożdże. Wtedy czuję, że maseczka daje z siebie 100%. Ostatnio coraz bardziej zastanawiam się nad zakupem silikonowej wielorazowej płachty, jednak bawełniana także doskonale się sprawdza.