Na wstępie chciałabym wyraźnie podkreślić, że nie jestem specjalistką w dziedzinie włosów. Pewnie wiele z Was wie o nich więcej ode mnie. Znalazłam jednak produkty, które naprawdę polubiłam i którym ufam, mimo że dobór szamponu czy odżywki był mi przez lata obojętny. Ale od początku!
Typ włosów: Cienkie, ale jest ich dużo; z tendencją do skrętu (proste jak drut, jeśli potraktuję je suszarką, kręcone, jeśli umyję je przed snem, nie do przewidzenia, jeśli umyję je w ciągu dnia i pozostawię do wyschnięcia samym sobie). Dwukrotnie rozjaśnione domowymi sposobami, dwukrotnie dekoloryzowane, aktualnie niefarbowane oprócz jednego pasma na grzywce.
Produkty*:
1. Szampon OI Davines z olejkiem roucou (ze strony producenta: „Otrzymuje się go z drzewa rosnącego w Amazonii, jest to roślina bardzo bogata w betakaroteny [zawiera ich 100 razy więcej niż marchew], które odbudowują strukturę włosów i przyspieszają ich wzrost; stymuluje produkcję melaniny i znacznie ogranicza niszczenie komórek pod wpływem promieniowania UV, zapobiega starzeniu i uelastycznia skórę”). Samo działanie oceniam na piątkę z plusem. Nie odpowiada mi jedynie słodki egzotyczny zapach, za który notabene najczęściej się go chwali. Szczęśliwie dla mnie znika wraz z osuszeniem kosmyków.
Tańsze zamienniki, które szczerze polecam: Naturativ Objętość i Wzmocnienie, Bania Agafii nalewka ziołowa do włosów.
2. Odżywka nawilżająco-nawadniająca MOMO Davines z ekstraktem z żółtego melona z Paceco Cartucciaru, bogatym w wodę, witaminy i sole mineralne. O ile sięgam naprzemiennie po trzy wspomniane szampony, tak odżywki trzymam się kurczowo i nie skaczę w bok. Do tego stopnia, że zamówiłam litrową butlę, która, podejrzewam, starczy mi na conajmniej 1,5 roku (produkty Davines są szalenie wydajne). W połączeniu z turbanem GLOV (ten zasługuje na osobny post, ale jeśli macie pytania, mogę odpowiedzieć na nie w komentarzach na Instagramie) uratowała moje włosy zimą, nabłyszczyła je, zmiękczyła i sprawiła, że wyglądają jak kilkanaście lat temu, zanim zaczęłam z nimi eksperymentować.
3. Grzebień z szeroko rozstawionymi ząbkami + duża szczotka. Nic skomplikowanego — sposób użycia znajdziecie w harmonogramie.
Harmonogram: Skórę głowy myję codziennie (niewielką ilością rozwodnionego szamponu), odżywkę na połowę długości nakładam co drugi dzień. Przed myciem pochylam głowę w dół i dokładnie wyczesuję bród szczotką, a następnie delikatnie ostukuję czaszkę igiełkami. Po myciu delikatnie i powoli rozczesuję wilgotne włosy plastikowym grzebieniem z szeroko rozstawionymi ząbkami. Raz w tygodniu stosuję na całą długość mieszankę olejów: z gorzkich migdałów (zakupiony na targowisku w Jordanii, ale możliwe, że dostaniecie go online lub w delikatesach arabskich; nie mylić z olejem ze słodkich migdałów) i Legendary Amazon Oil Rahua (dostępny w GaliLu).
*wszystkie produkty kupiłam sama