Wywiad. 25.04.2016. Tekst i zdjęcia: Paulina Puchalska

Monika Proniewska

Fajnie jest trafiać w miejsca, które sprzyjają odpoczynkowi. Mówiąc to, myślę o architekturze kurortów, term, miast zdrojowych. Oczywiście relaks zależy po części od naszego nastawienia, ale można sobie pomóc, znajdując ku temu odpowiednią przestrzeń

Idealnie ułożone włosy, usta podkreślone szminką, filigranowa sylwetka, a na paznokciach brokat lub kropeczki. To Monika w pigułce. Na co dzień związana z Muzeum Narodowym w Warszawie, równolegle tnie, gniecie, kombinuje i klei ziny pod szyldem Masywu i projektuje w Hekla Studio. Lubi egzotyczne rośliny, minerały i marmury.

(Monika sięga po brokatowy lakier i poprawia manicure.) Zawsze malujesz sobie paznokcie sama czy zdarza Ci się korzystać z usług manicurzystek?

I tak i tak. Lubię często zmieniać lakiery. Zazwyczaj wybieram te brokatowe, które nie mają nawet konkretnego koloru, ale dają różne świetlne efekty.
Ze względu na to, że zdarza mi się pracować w warsztacie graficznym, a tam dłonie strasznie się niszczą, lubię od czasu do czasu oddać się w ręce specjalistek, które w mig je ratują. Jednak nie zdecydowałabym się na pewno na manicure czy pedicure, którego nie da się samemu zmyć w domu, więc np. taka hybryda odpada.

Czy jest jakiś salon, który szczególnie lubisz i do którego wracasz?

Jest ich kilka, ale zazwyczaj po prostu stawiam na miejsca, które są w okolicy domu. Lubię też oldschoolowe zakłady kosmetyczne, które nie mają okna na ulicę. Takie „perełki designu” w mniej dostępnych zakamarkach miasta.

A inne rytuały pielęgnacyjne? Masz jakieś?

Pewnie. Jeśli mam być szczera, w pielęgnacji najbardziej interesuje mnie ten cały rytuał z nią związany. To się przekłada w pewnym stopniu na myślenie o podróżowaniu.

Jak?

Już tłumaczę. Fajnie jest trafiać w miejsca, które sprzyjają odpoczynkowi. Mówiąc to, myślę o architekturze kurortów, term, miast zdrojowych. Oczywiście relaks zależy po części od naszego nastawienia, ale można sobie pomóc, znajdując ku temu odpowiednią przestrzeń. Dlatego też zdarza mi się podróżować docelowo w miejsca, których założeniem jest dawanie zdrowia i zapewnienie warunków do odpoczynku. Zawsze wydawało mi się to bardzo oniryczne.

Ostatnio byłam w Lądku Zdroju. To kurort wód termalnych i basenów. Jeden z nich, usytuowany w sanatorium Wojciech, powstał bodajże w XVIII wieku i jest wielką, marmurową wanną z kopułą na kilkadziesiąt metrów. Robi wrażenie.

Fascynuje mnie też klimat starych, austro—węgierskich uzdrowisk. Kiedyś regularnie podróżowałam do Budapesztu, który jest miastem całkowicie bazującym na wodach termalnych. Właśnie tam po raz pierwszy trafiłam na piękne przestrzenie, które, oprócz walorów estetycznych, oferują dostęp do wód leczniczych i przeróżnych zabiegów na ciało. Człowiek przełącza się tam na tryb bardziej sanatoryjny niż w typowym SPA.

Czyli rozumiem, że wpływ podróżowania na kondycję naszego zdrowia i ciała jest dla Ciebie istotny?

Tak, myślę, że jest to ważny aspekt i na pewno pewien kierunek podróży.
Jednak ważniejsze od oferty zabiegów, jakkolwiek bogata by ona nie była, jest dla mnie samo miejsce, jego architektura i położenie.

Które w takim razie najbardziej utkwiło Ci w pamięci?

Miszkolc na Węgrzech. To zdecydowanie było najdziwniejsze, a więc najlepiej zapamiętane miejsce oferujące wody zdrowotne. Znajduje się tam uzdrowisko wykorzystujące wody termalne z jaskiń, do których można wpływać.

Pozostając w temacie podróży — czy zdarza Ci się przywozić kosmetyki w formie pamiątek?

Raczej nie, staram się maksymalnie czerpać z dóbr endemicznych, korzystając np. z masaży, przy których wykorzystuje się miejscowe specjały, glinki, błota. Być może wynika to też z tego, że nie do końca ufam jakości kosmetyków w kurortach zagranicznych. Może się mylę, ale wydają mi się bardzo nastawione na turystów i łatwy pieniądz, a to często przekłada się na niską efektywność oferowanych produktów.

Czasem przywożę sobie jakieś drobiazgi z wycieczek po Polsce i zazwyczaj są to kosmetyki bardzo lokalne, których skład jest krótki i zrozumiały, które wykorzystują np. borowiny czy minerały.

Na co zwracasz uwagę, kupując kosmetyki na co dzień? Oprócz składu.

Na kilka czynników w zależności od tego, do czego służy dany produkt. Np. kosmetyki, których używamy do pielęgnacji twarzy, powinny być „dobre” — od sprawdzonych firm, niezbyt tanie, w porządnych opakowaniach. Nie twierdzę, że wysoka cena zawsze procentuje wysoką jakością, ale raczej nie kupię kremu do buzi w supermarkecie.
Osobną kwestią są dla mnie np. balsamy do ciała, szampony czy lakiery do paznokci. Wybieram je często pod kątem ładnego, przejrzystego designu i całego brandingu marki. Ta technika się zazwyczaj sprawdza. Przykładem niech będzie Lush — uwiodły mnie proste, czarne słoiczki i butelki, tęczowe kule do kąpieli, logo i wnętrze sklepu. Nie pomyliłam się, kupując kilka rzeczy w ciemno. Bardzo podoba mi się ich filozofia, to, że nie testują na zwierzętach i że w ich kosmetykach nie znajdziemy konserwantów. A o działaniu nie wspomnę!

Sięganie po te ładnie, estetycznie opakowane kosmetyki chyba ma związek z tym, czym się zajmujesz na co dzień, prawda?

Myślę, że tak. Najpierw jem oczami, później resztą zmysłów.

Lubię ładne rzeczy, nie tylko je robić, ale też się nimi otaczać. A że kosmetyki są przedmiotami użytku codziennego — dlaczego miałyby być brzydko zapakowane i rzucone w głąb szafki? Same też mogą pełnić funkcję ozdobną.

Cofnijmy się jeszcze do pytania, na które mi nie odpowiedziałaś. Co z tymi rytuałami?

Właściwie całą moją rutynę pielęgnacyjną traktuję jako rytuał. Zacznę od tego, co robię przy sobie rano. Przede wszystkim nie jestem osobą, która obudzi się, uwinie w minutę i jest gotowa do wyjścia. Między pobudką, faktycznym ocuceniem ze snu i wejściem w codzienność jest cały odrębny etap. Tu zaczyna się właśnie mój trzyfazowy rytuał przygotowawczy: wchodzę pod prysznic, następnie na osuszoną już twarz nakładam krem z filtrem (mój ulubiony to polecony przez siostrę Pharmaceris). To robię zawsze — zimą i latem. Na koniec krem pod oczy. I tak codziennie, bo ważna jest moim zdaniem powtarzalność.

Myślę, że jak bardzo wiele dziewczyn jestem fanką masek, po których nałożeniu trzeba leżeć (śmiech). Wierzę, że dodatkowy odpoczynek wspomaga ich działanie. Także to zostawiam sobie na wieczór, kiedy nie spinam się już naglącym do wyjścia z domu czasem.

Twoim znakiem rozpoznawczym, przynajmniej dla mnie, są idealnie ułożone włosy. Zdradzisz nam, co przy nich robisz, zanim wyjdziesz z domu?

Mam to szczęście, że z natury są grube, błyszczące i dobrze się układają.
Kluczowe jest jedynie cięcie. Dbam o to, żeby zawsze były ścięte na równo, wtedy nie potrzebują wiele uwagi i troski. Więc jeśli liczysz na jakieś tricki albo sekrety pielęgnacyjne, niestety Cię rozczaruję, bo moja codzienna rutyna nie jest specjalnie skomplikowana. Wygląda mniej więcej tak: myję je rano tym samym szamponem, który polecała wam Olgusia, a potem suszę na szczotkę. Podpinam jedynie kilka przednich pasm wsuwką lub klamerkami i gotowe.

A make—up?

Zawsze podkreślam usta szminką i tuszuję dolne rzęsy. Brwi delikatnie wypełniam szarą kredką, ale naprawdę minimalnie. To taki mój basic look i on się nie zmienia względem okazji czy pory dnia. Poza tym odrobina podkładu i puder, choć to akurat najmniej istotna część mojego dziennego makijażu, więc nie przywiązuję się zbytnio do tych produktów.

Czy w takim razie szminkę nazwałabyś swoim „power beauty item”?

Zdecydowanie.
Swoją drogą kiedy mieszkałam w Paryżu, zaobserwowałam, że większość Francuzek nosi szminkę non—stop. Czy o poranku pędząc na pierwszą kawę, czy wieczorem przy kieliszku wina, zawsze mają pomalowane usta, które robią właściwie nie tylko za cały make—up, ale i stylówę. Reszta sauté. Fajnie było przechadzać się wśród dziewczyn, które w podobny (do mnie) sposób myślą o makijażu.

Twoje ulubione? I ze względu na markę, i na kolor.

Jeśli chodzi o marki to nie mam żadnego asa w rękawie, sięgam po klasyki. Zazwyczaj jest to Dior lub Chanel. Lubię je za ponadczasowość, klasyczne kolory i jakość. No i te piękne, niezwykle eleganckie opakowania!
Z kolorami też raczej nie szaleję. Zwykle są to czerwienie, bordo i bardzo ciemne oberżyny.

Zdradzisz nam, jakich perfum używasz czy to tajemnica?

A dlaczego miałaby nią być? Myślę, że nie ma czegoś takiego jak jeden zapach dla jednej osoby. Owszem, jest pewna grupa ludzi, na których leżą jakieś tam perfumy, więc to jest lokalne, ale nie intymne.
Moje ulubione perfumy to Absinth od Nasomatto. Długo szukałam czegoś dla siebie, na te trafiłam w Mood Scent Barze przy Tamce 33. Pachną lasem, mchem i sosną. Oprócz tych, a nie używam ich codziennie, lubię klasyki CdG np. Floriental, który jest uniseksem z mocno wyczuwalnymi drzewnymi nutami.

Powiedz nam coś o kobietach w sztuce. Masz jakieś swoje ulubione postaci?

Kobiety surrealistki, czyli malarki, rzeźbiarki z ruchu surrealistycznego, który wydaje się być zarezerwowany dla mężczyzn. Andre Breton, Max Ernst, wszyscy teoretycy — ten męski trzon był bardzo silny. A mamy przecież Leonorę Carrington, Leonor Fini, Meret Oppenheim czy Remedios Varo. I te kobiety niezawsze interesują mnie przez pryzmat swojej twórczości, ale przez to, jakimi były personami, jak wyglądały, jak wyrażały siebie poprzez sferę wizualną.

Jaki wizerunek kobiety wyniosłaś z domu?

Mocnym wspomnieniem i autorytetem do dziś, np. w kwestii kremów czy szminek, których używam, była moja babcia. Dla mnie i mojej siostry zawsze byłam synonimem elegancji i ogromnej klasy, a odwiedzanie jej w odległych krainach, bo mieszkała m.in. w Kuwejcie, Walii i Libii, tylko utwierdziło nas w przekonaniu, że jest dość wyjątkową kobietą. Wszystko w niej wydawało się bardzo egzotyczne — te podróże, ekskluzywne kosmetyki i ona sama, taka zadbana i szykowna.

Poza tym babcia była typem wyzwolonej osoby. Zawsze mogłyśmy z nią porozmawiać o wszystkim. Mimo tej staroświeckiej elegancji, którą w sobie nosiła, była bardzo współczesną kobietą, mocno zakorzenioną w liberalnym świecie.

Czy w twojej relacji z siostrą jest miejsce dla kosmetyków?

Zdecydowanie. Przede wszystkim dlatego, że mamy coś w rodzaju kosmetycznego „synchro”. Używamy podobnych produktów, wiele kosmetyków powtarza się na naszych półkach, jeśli przywozimy sobie wzajemnie jakieś drobiazgi z podróży, zazwyczaj trafiamy.

W dzieciństwie wraz z bandą koleżanek okupowałyśmy najbliższy kiosk, czekając na dostawę nowych, koniecznie odblaskowych kolorów lakierów do paznokci. Kupowałyśmy wszystkie — żółte, zielone, fioletowe, pomarańczowe, turkusowe i dekorowałyśmy sobie pazury. Nie obowiązywały żadne zasady, pełen luz i abstrakcja. Najczęstszym motywem był każdy paznokieć w innym kolorze albo np. kontrastująca z plamkami innych kolorów baza. Oczywiście to było bardzo dziecinne i w niczym nie przypominało kropeczkowych manicurów, które znamy teraz (śmiech).

Zaczynając od niewinnych zabaw, a na świadomym używaniu kosmetyków kończąc — zawsze przewijały się one w naszej relacji.

To powiedz mi jeszcze, jakie dziewczyny zwracają twoją uwagę na ulicy?

Na pewno takie, które mają w sobie coś specyficznego. Może to być jakiś detal, mała rzecz, brzydka lub ładna, to bez znaczenia. Sama nie do końca wiem, co od nich tak promieniuje. Jakiś rodzaj naturalnego przyciągania (śmiech).

No i są też dziewczyny, które albo są w jakiś sposób podobne do mnie albo zupełnie odwrotnie — fizycznie nie mamy absolutnie żadnych wspólnych cech. Ze skrajności w skrajność.


Produkty

Ciało:
półkule kąpielowe z Ministerstwa Dobrego Mydła
akcesoria kąpielowe LUSH — piramidka do robienia pianymusujące kule
krem do rąk Charity Pot LUSH

Twarz:
rozjaśniający krem energizujący pod oczy Clarins
krem na dzień Dior Hydra Life Sorbet Cream — świetnie się wchłania
robione na miejscu maseczki LUSH — ze wszystkich, których używałam, najbardziej przypadła mi do gustu BB Seaweed.
złuszczające mydło z węglem aktywnym z Ministerstwa Dobrego Mydła

Włosy:
nabłyszczający szampon do włosów Aussie
odżywki z olejem arganowym

Perfumy:
leśny Absinth Nasomatto
unisex Floriental Comme des Garcons

Make up:
puder Artdeco
szminki Dior i Chanel — za trwałość, ponadczasowość i piękne opakowania

 

 

Na tej stronie korzystamy z cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody, zmień ustawienia przeglądarki.OK