Moje nogi dobrze tańczą, szybko biegają, rozciągają się do szpagatu, dźwigają ze mną ciężary. I przede wszystkim chodzą. Mimo to są traktowane po macoszemu. Naprawdę najwyższy czas to zmienić i jeśli powtarzane jak mantra „Kocham Was, nogi!” czasem nie wystarczy (umówmy się, to wcale nie jest takie proste), mam opracowany skuteczny plan pielęgnacyjny wspomagający ciało i głowę, przetestowany na własnej skórze. Podejmujecie się ze mną wyzwania?
Zimny prysznic
Zainspirowana rozmową z Marysią Makowską, praktykuję chłodzące oblukcje od ponad roku. Na zakończenie każdego prysznica obowiązkowo minuta pod zimnym strumieniem. Zaczynam niestandardowo od twarzy, bo zauważyłam, że szybciej się przyzwyczaja do niższej temperatury i przygotowuje do niej resztę ciała. Potem już góra dół, góra dół, góra dół. I tak przez minutę, wolno przy tym oddychając. Wyskakuję spod takiego prysznica ożywiona, jędrniejsza i jakby nieco lżejsza. Moje nogi oczywiście też.
Szczotka do masażu
Nie będę ściemniać — zimą idzie w odstawkę, za to wiosną i latem nadrabia za cały rok. Krew szybciej krąży, skóra staje się gładka, nogi mniej puchną. Według wskazówek pana Ryszarda Barylińskiego z Poznańskiej (przyp. red. Pracownia Szczotek i Pędzli) ruchy powinny być powolne, acz zdecydowane, posuwiste i zawsze w kierunku serca. Odsyłamy Was do świetnego instruktażu opracowanego przez Warsztat Piękna.
Nie zapewni Wam skóry bez cellulitu, bo jest to niemożliwe (z ewolucyjnego punktu widzenia cellulit tworzy się po to, żeby kobiety mogły szybciej gromadzić rezerwę tłuszczową na wypadek ciąży), ale na pewno nieco ją wygładzi i wspaniale odżywi. Szczególnie jeśli wesprzecie działania zewnętrzne dietą bogatą w błonnik i białko (stymuluje produkcję kolagenu, który utrzymuje skórę w dobrej kondycji), piciem wody i herbaty z pokrzywy (usuwa nadmiar wody z organizmu). Nakładajcie olejek na wilgotną skórę (ja trzymam swój pod prysznicem) i wmasujcie go w skórę kolistymi ruchami od kostek do brzucha włącznie. Poprawicie tym samym krążenie, a olejek połączony z wodą idealnie odtworzy barierę hydrolipidową skóry i wspomoże naturalny proces regeneracji.
Bazą kosmetyku są naturalne oleje z pestek moreli i kiełków pszenicy, wzbogacone ekstraktami z młodych liści organicznej brzozy (wzmacnia tkankę łączną), rozmarynu i ruszczyka kolczastego (uszczelnia naczynia). Nie zawiera sztucznych konserwantów, zapachów, ani barwników.
Balsam Mastertouch działa niemalże jak instagramowy filtr. Ujednolica koloryt skóry, wygładza, rozświetla, optycznie wysmukla. To wszystko za sprawą różnych odcieni rozświetlających drobinek, które dopasowują się do karnacji i nadają skórze subtelnego blasku. Większość z Was pod koniec lata ma już pewnie opalone nogi, ale jeśli podobnie do mnie chowałyście je do tej pory pod spodniami, doza animuszu nie zaszkodzi. Bez obaw — nie jest to podkład ani samoopalacz. Po wyschnięciu nie brudzi (nawet białych czy delikatnych tkanin, sprawdziłyśmy), choćby nie wiem co. Konsystencja jest lekka, formuła półprzejrzysta, intensywność pigmentu delikatna, a efekt mimo to szałowy.
Jakby tego było mało, nie tylko upiększa, ale przede wszystkim pielęgnuje — odżywia, nawilża i wygładza. W składzie m.in. ekstrakt z jarmużu, skwalan roślinny, olej jojoba, olej z pestek winogron, witamina E. Dodatkowy plus za szklane opakowanie.
Warto zrobić miejsce w zamrażarce dla tego niepozornego sprzymierzeńca w walce z obrzękami. Niech siedzi tam i wyczekuje swoich pięciu minut wieczorem, gdy wracacie do domu zmęczone upałem. Choć stworzony z myślą o kojeniu skóry po zabiegach laserowych w gabinetach odnowy, sprawdza się u mnie i Pauliny jako okład na spuchnięte kostki i zmęczone łydki. Masujemy od kostek do góry w stronę kolan i z powrotem. Jest co prawda wykonany z plastiku, ale można się z nim nie rozstawać przez długie lata.
Ćwiczenia
I na koniec kilka linków do przećwiczonych przeze mnie treningów na wzmocnienie i wysmuklenie nóg. Wystarczy 10-15 minut dziennie, żeby zobaczyć efekty już po ok. 10 dniach.