Moje włosy nie zawsze były cienkie. Są trzy czynniki, które mocno je osłabiły: przejście 16 lat temu na dietę wegetariańską bez odpowiedniego przygotowania się do eliminacji mięsa, stres związany z przeprowadzką do Mediolanu (z dzisiejszej perspektywy nie wiem, dlaczego aż tak się tym zestresowałam, ale mimo diety sródziemnomorskiej, włosy wypadały mi garściami), wreszcie ciąża i wczesne macierzyństwo.
Mimo usilnych starań nie udało mi się doprowadzić włosów do ich niegdysiejszej formy, ale przynajmniej dobrze wiem, co im służy, a co nie. Chciałabym móc się nimi nie przejmować, ale niestety ich wygląd bardzo wpływa na moje samopoczucie i jakoś nie wychodzi mi bycie „ponad to”. Poświęcam im w związku z tym więcej uwagi i czasu niż reszcie mojego ciała.
Zasada numer jeden to oczywiście odżywienie włosa od środka. Skoro jest cienki, to niech przynajmniej ładnie błyszczy, a nowe włosy odrastają szybciej. Dieta bogata w kwasy omega 3 (np. siemię lniane), cynk (orzechy nerkowca, pestki dyni), proteiny (w opcji wegetariańskiej komosa ryżowa, cieciorka, soczewica), żelazo (fasola) jest wielkim sprzymierzeńcem nie tylko przerzedzonych fryzur. Podczas przesilenia wiosennego i jesiennego zażywam dodatkowo suplement diety: “Włosy, skóra, paznokcie” marki Solgar (60 tabletek — ok 62zł).
Udaje mi się raz na jakiś czas wpaść w ciąg porannego wyciskania soku z buraka. Szkoda, że tyle z tym roboty — składniki trzeba porządnie umyć, obrać, wycisnąć, a potem umyć jeszcze wyciskarkę do soku, deskę do krojenia i zlew. Na zachętę powiem, że sok jest przepyszny, a efekty widać nie tylko na włosach, które z marszu odzyskują zdrowy blask. Poprawia się też metabolizm, cera i humor.
Oto przepis na około dwie szklanki soku:
1 burak
2 jabłka
2 marchewki
kawałek imbiru
sok z połowy cytryny
Cienkie włosy dają też porządnie po kieszeni, bo druga najważniejsza (według mnie) zasada to regularne strzyżenie. Od 10 lat chodzę niezmiennie do Pawła Jasieńskiego (“Włosów Kępa”), który bardzo dobrze zna moje włosy, wie, jak je ostrzyc, żeby fajnie się układały, odradza fryzury, które wynajduję na pintereście, a które nie sprawdzą się na mojej cieniźnie. Poprosiłam Pawła o jedną radę do tego tekstu. Zaleca spłukiwanie głowy po umyciu zimną wodą. Jeśli tego nie zrobimy, to włos będzie bronił się przed ciepłem wydzielając nadmierną ilość sebum — czyli włosy szybciej się przetłuszczą i oklapną.
Uważałam kiedyś, że szampon nie ma dużego znaczenia. Są jednak trzy produkty, po których moje włosy zdecydowanie lepiej się układają:
Goldwell Ultra Volume
Sprawdził się na tyle dobrze, że kupiłyśmy z siostrą na spółkę pojemność 1,5 litrową. Bardzo wydajny, ładnie pachnie, a włosy po jego zastosowaniu ewidentnie odbijają się od nasady. Sprzyja temu zawarta w nim skrobia z tapioki.
250ml — ok 27zł
Syberyjskie czarne mydło Agafii
Ten szampon polecił mi mój kolega Krzysiek, któremu przybywa lat, a ubywa włosów. Powiedział, że póki co żaden produkt, którego używał, nie hamował skuteczniej ich wypadania. Sprawdziłam na własnej skórze i rzeczywiście moje włosy wydawały się być po nim bardzo szczęśliwe. W składzie wyciągi z aż 37 ziół! Między innymi z pokrzywy, szałwii (hamuje wypadanie), miodunki plamistej (wzmacnia cebulki włosowe), hyzopa (regeneruje). Dodatkowy plus za stosunek jakości do ceny.
500ml — 29zł
Szampon do włosów suchych i zniszczonych Make Me Bio
Dostałam go w prezencie od siostry. Coś jej się pomyliło, bo planowała kupić mi szampon do włosów przetłuszczających się. Wypróbowałam z negatywnym nastawieniem, spodziewając się po nim włosów—wodorostów. Ale o dziwo nic a nic nie obciążał fryzury, polubiłam go więc od pierwszego zastosowania. Ma fajny skład, w których wchodzą m.in. olejek jojoba, wyciąg z jarzębiny, ekstrakt z dzikiej róży, lipę, rumianek, łopian i tatarak. Dwa ostatnie składniki wzmacniają korzenie włosów i stymulują ich wzrost. Jak każdy produkt bez SLSów nie pieni się zbyt mocno, przez co nie jest niestety zbyt wydajny.
250ml — 39zł
Zgodnie z zaleceniem fryzjera Pawła, odżywkę stosuję wyłącznie na końcówki włosów. Aktualnie jest to Aesop Volumising Conditioner. Używam jej co drugi, trzeci dzień — dzięki temu pojemność 250ml starcza mi na około rok czasu. Zawiera polimer celulozowy zwany polyquarternium, który tworzy wokół każdego włosa warstwę ochronną. To dzięki temu nie klapią i nie sklejają się. Jak każdy produkt z Aesopa, odżywka pachnie jak najwspanialszy sklep zielarski.
250 ml — 89zł
Na co dzień wybieram lżejszą odżywkę bez spłukiwania KMS Kalifornia Add Volume Body Built Detangler. Jest bardzo delikatna, nie obciążą włosów, ułatwia rozczesywanie. Doceniam jej ekspresowe działanie, bo poranki bywają newralgiczne i liczy się każda minuta. Kończę trzecie opakowanie. Przyznam, że trochę się uzależniłam od jej zapachu — pachnie słoną bryzą morską.
150ml — 65 zł
Balsam krzemowy to odkrycie mojej koleżanki Zosi, która, zamiast spożywać go zgodnie z zaleceniem lekarza, zrobiła sobie z niego maseczkę na włosy. Zmieszała łyżeczkę krzemionki z łyżeczką oleju i taką miksturę nałożyła na godzinę na włosy. Gdy je umyła, wspaniale odbiły się od nasady, były sztywniejsze i zdecydowanie lepiej się układały przez kolejnych kilka dni. Ja oprócz wspomnianej maseczki, wcieram sobie w skórę głowy łyżeczkę tej galaretkowatej substancji na noc. Efekt odbicia od nasady jest zauważalny od razu. Już po tygodniu stosowania co drugi dzień, zauważyłam, ze włosy mniej wypadają. Można stosować doustnie w niedoborach krzemu lub zapobiegawczo dla lepszej kondycji organizmu.
200ml — ok 35 zł
Hydrolizat keratyny dostałam w prezencie i nie miałam pojęcia, co to jest i do czego służy. Okazało się, że są to rozpuszczone w wodzie białka pozyskiwane z hydrolizy wełny owczej (sic!). Nadal brzmi skomplikowanie, ale w przełożeniu na pielęgnację włosów znaczy tyle, że aminokwasy zawarte w keratynie są podobne do tych, które znajdują się w ludzkich włosach i paznokciach. Dzięki temu z łatwością wiąże się ona z naturalnymi białkami kosmyków, głęboko wnika w ich strukturę i odbudowuje miejsca uszkodzone przez czynniki zewnętrzne, jak np. codzienne czesanie. Dodaję dosłownie kilka kropel do odżywki do włosów. Dzięki temu włosy się nie puszą, są bardziej lśniące i mniej się przetłuszczają.
30ml — ok 10zł
Najgorzej mi idzie ze stylizacją. Moje włosy nie lubią pośpiechu. Lubią wyschnąć naturalnie, co oznacza, że muszę umyć włosy na godzinę przed wyjściem z domu. Gdy są już prawie suche, spryskuję je u nasady pianką Spray Goldwell Double Boost, po czym upinam górną partię spinką w dużego kręcioła. Układam na szczotkę tylko włosy spod spodu (przy mojej objętości zajmuje mi to równo dwie minuty), które później trzymają te z góry jak rusztowanie. Rozplatam kręcioła i pozwalam włosom doschnąć naturalnie. Dzięki temu naturalny skręt moich włosów się nie rozprostowywuje, a włosy nie spuszają. Nie wiem dlaczego, ale jest to bardzo istotne. Jeśli pominę któryś z tych etapów, moje włosy klapią, a razem z nimi mój humor.
Na sam koniec używam najwspanialszego produktu do cienkich włosów — lakieru do włosów Goldwell Big Finish. Nie obciąża, nie skleja, za to dodaje fryzurze objętości i utrwala ją na na cały dzień.