Wywiad. 02.10.2018. Tekst i zdjęcia: Monika Kucel. Materiał dla Wysokich Obcasów

Matylda i Jagna Górniak

Chciałabym obejrzeć tutorial, w którym wizażysta mówi modelce: „Masz naturalnie rumiane policzki, nie musisz dokładać im różu. Za to Twoje oczy naturalnie się powiększą, jeśli namalujesz na nich kreskę”. Potrzebuję pozytywnego przekazu, że każdy ma w sobie coś fajnego, czego nie musi tuszować lub zmieniać

Spotykam się z dziewczynami w wakacje. Mają do dyspozycji tylko jedno popołudnie między powrotem z obozu harcerskiego a wyjazdem Matyldy do pracy w Norwegii. Jest piękny sierpniowy dzień, krążę po Falenicy, szukając wskazanego przez dziewczyny numeru domu. Rozpoznaję go w końcu nie po numerze, a stercie bagaży na tarasie. Matylda (19 lat) i Jagna (15 lat) właśnie wróciły z obozu harcerskiego i zajadają się domowym obiadem. To za nim, nie za łazienką, stęskniły się po miesięcznym pobycie w lesie najbardziej. Są nieco zaspane, trochę zmęczone, ale też niezwykle „wyczilowane”. Bardzo szybko wciągają mnie w swój fascynujący świat nastolatek, harcerstwa i drużynowego girl power.

Właśnie wróciłyście z miesięcznego obozu harcerskiego. Jak wygląda pielęgnacja w polowych warunkach?

Matylda: Wbrew pozorom chodzimy tam całkiem czyste. Łazienki konstruujemy sobie same, fachowo nazywa się je “namiotami sanitarnymi”. Instalacja przypomina nieco prysznic, z tą różnicą, że wodę trzeba przynieść w misce z jeziora i samodzielnie opłukać się nią na zbudowanej przez nas drewnianej platformie. Kabiny obite są materiałem, podłoga jest z desek, przez które woda, którą się spłukujemy, wlatuje do dołu wykopanego pod konstrukcją. Jeśli wieczór jest chłodniejszy, można podgrzać wodę w kuchni, ale dosyć szybko przestawiamy się na zimne kąpiele i podgrzewanie okazuje się całkiem zbędne.

Ile czasu zajmuje taka toaleta?

Jagna: To zależy, ile dziewczyn stoi w kolejce do mycia i jak daleko oddalona jest łazienka od jeziora. Nasza drużyna należy do licznych, więc trzeba się nastawić na czekanie. Niecierpliwe mogą zawsze skorzystać z męskiej łazienki, bo chłopaki i tak prawie nigdy się nie myją, wobec czego nie ma w nich kolejek. Odświeżająco działa też kąpiel w jeziorze, oczywiście bez użycia środków czystości. Da się tak wytrzymać, kwestia przyzwyczajenia.

Ja bym w takich warunkach codziennie głowy nie myła.

Matylda: My też nie myjemy codziennie. Co drugi, czasem nawet trzeci dzień. Zresztą włosy w lesie mniej się przetłuszczają.

Jagna: Wszystko zależy od podejścia. Dla mnie to nie problem, żeby chodzić nawet trzy dni z nieumytymi włosami. Nawet dziewczyny, które w Warszawie myją włosy dwa razy dziennie, w polowych warunkach robią to najwyżej raz na dwa dni.

Jaki jest kosmetyczny niezbędnik harcerki?

Miska, mydło, krem z filtrem, sprej na komary i kleszcze, żel na ukąszenia, suchy szampon, dezodorant.

Pewnie marzycie teraz o kąpieli w wannie.

Matylda: Jak tylko wysiadłyśmy z autokaru w Warszawie, Jagna powiedziała, że rezerwuje pierwsza łazienkę. Ja bardziej niż posiadówki w wannie, nie mogłam się doczekać domowego obiadu.

Jagna: Jesteśmy też po prostu fizycznie zmęczone. Wyjazd zaczyna się od pionierki, czyli budowy obozu, a więc dźwigania, tachania, przybijania i skręcania. Ostatnie dwa dni to z kolei antypionierka, czyli demontaż — równie ciężki.

Opowiecie coś o obowiązującej Was etykiecie? Jak powinna wyglądać harcerka?

Matylda: Schludnie. Mocny makijaż nie jest mile widziany, do munduru zawsze musimy nosić związane włosy. W każdej drużynie znajdzie się dziewczyna, która specjalizuje w czesaniu wymyślnych fryzur — dobierane, kłosy, nietypowe koki. Te z nas, które chcą się upiększyć lub wyglądać trochę inaczej, chętnie korzystają z ich umiejętności.

Wy też?

Pewnie!

Ulubione uczesanie?

Matylda: Pracochłonne, bo im dłuższe przygotowanie fryzury, tym bardziej odpoczywa głowa od dotyku. Ja najbardziej lubię wszelkie warkocze, bo następnego dnia po jego rozpleceniu włosy pięknie się falują.

Nie buntujecie się przeciwko zakazowi malowania się?

Matylda: Raczej żadna z nas nie narzeka. To nie jest kwestia zakazu, w takich naturalnych warunkach makijaż jest całkowicie zbędny i niepraktyczny. Wykonujemy dużo prac fizycznych, kurz się wszędzie osadza.

Jagna: Poza tym nie trzeba całkowicie rezygnować z makijażu. Można używać podkładu czy korektora, żeby zatuszować sińce pod oczami ze zmęczenia, ale większość dziewczyn całkowicie odstawia kolorowe kosmetyki. Za to robimy sobie maseczki!

Opowiecie w takim razie, co robicie przy sobie w Warszawie? Czy czynności pielęgnacyjnych jest więcej?

Matylda: Mamy to szczęście, że nie możemy narzekać na problemy z cerą. To u nas kwestia genetyczna. Wystarcza podstawowe mycie twarzy i kremowanie, i to też niecodziennie. Nie stosujemy też w związku z tym podkładu. Po co przykrywać skórę, która dobrze wygląda?

Jagna: Poza tym mieszkamy daleko od szkoły. Nie wyobrażam sobie, że wstaję dwie godziny wcześniej, żeby zrobić staranny makijaż. Musiałabym budzić się chyba o piątej…

Matylda: Wolimy dłużej pospać, a to przecież też jest dbanie o siebie. Ale wiemy, że niektóre osoby tak robią.

Jagna: Zdarza mi się od czasu do czasu pomalować rzęsy, nałożyć odrobinę korektora pod oczy. W Warszawie robię sobie regularnie peeling ciała, na obozie szkoda mi na to tachać więcej wody z jeziora. Maseczki robimy zarówno w domu, jak i na obozie. Bardziej dla kolektywnej przyjemności, niż dla efektów.

Matylda: Nie stronimy za to od zapachów. Tego w harcerstwie nie zakazują.

I jakie zapachy lubicie?

Jagna: Ja używam CK One. Podoba mi się, bo jest klasyczny i świeży, a jednak na każdym rozwija się zupełnie inaczej.

Matylda: Ja mogę powiedzieć jakiego nie lubię! Zapachu dezodorantu Emoji Candy Love połączonego z potem nastolatki. Najgorzej!

Macie wspólne kosmetyki czy każda ma swoje?

Matylda: Nasze preferencje w dużej mierze się pokrywają, więc mamy dużo wspólnych, rodzinnych kosmetyków. Ja osobiście lubię szampony, które mocno pachną i długo utrzymują się na włosach. Co roku w sierpniu wyjeżdżam na miesiąc do pracy w Holandii i kupuję sobie tam szampon Elvive L’Oréal Nutri Gloss-Crystal. Jest bardzo podobny do wersji sprzedawanej w Polsce, ale ja zauważam subtelną różnicę.

Jak na Was wpływają obowiązujące wzorce piękna? Przyjmujecie je czy odrzucacie?

Matylda: Mimo że same stosujemy mało makijażu, lubimy być na czasie i obejrzeć czasem na YouTubie lub Instagramie jakiś makijażowy tutorial.

Jagna: To raczej Ty oglądasz, a ja się czasami dołączam…

A co konkretnie oglądacie?

Matylda: James Charles, Jeffree Star, Nikkie Tutorials itd.

Jagna: Ja się jeszcze właściwie nie maluję, ale najbardziej interesuje mnie makijaż nietypowy, geometryczny. Byłam niedawno na pokazie mody, w którym wsytępowała moja koleżanka Julka. Ma 15 lat, chociaż w makijażu wyglądała oczywiście na więcej. Modelki miały mocno podkreślone oczy, jakby ktoś potraktował je sprejem. Grube, nieregularne, niebieskie linie — spokojnie mogłabym chodzić w czymś takim na twarzy na co dzień, ale pewnie byłoby to postrzegane jako zbyt ekstrawaganckie.

Ale z tego, co widzę, same stawiacie raczej na naturalny wygląd. Jak więc zapatrujecie się na sztuczność aktualnych trendów?

Matylda: Większość moich koleżanek marzy o tym, żeby coś w sobie poprawić, mimo że wyglądają świetnie. Lubię patrzeć na dziewczyny z naszej drużyny na obozach, bo w lesie odpuszczają sobie malowanie paznokci, doczepianie rzęs, malowanie brwi — wszystkie są takie świeże, rumiane i zdrowe. Jestem drużynową i znam je od jedenastego roku życia. Dzisiaj mają po 17 lat. Przyjemnie obserwować jak z dziewczynek zmieniają się w młode kobiety. Jednak większość z nich, gdy wraca do miasta, wpada w szpony makijażowej presji.

Czego nie lubicie przy sobie robić?

Matylda: Paznokci. Gdy szłam na studniówkę, czułam się w obowiązku, żeby zrobić z nimi porządek, na co dzień są…

Jagna: Obrzydliwe.

Matylda: …chciałam powiedzieć zaniedbane! Szczególnie po takim obozie, gdzie dużo pracujemy dłońmi. Poza tym mam słabość do skubania skórek, nie potrafię się tego oduczyć. Raz na jakiś czas chodzę na manicure, bo to jedyny sposób, żeby przy nich nie dłubać. Ale jest to czasochłonne i kosztowne. Niektóre koleżanki jeżdżą aż na Bakalarską do wietnamskich zakładów, tam wszystko kosztuje 70% taniej.

Jagna: A moje koleżanki, gdy im powiedziałam, że będę udzielała takiego wywiadu, kazały mi zacytować, że kosmetyki ssą bąka.

Są jakie?

Jagna: Ssą bąka.

Sąbonka? Co to znaczy?

Jagna: Ssą bąka, od ssać bąka, czyli że do kitu.

Aaaaa! Dopiero zrozumiałam. Powiedzenie inspirowane amerykańskim to suck? Musisz mi to dokładniej wytłumaczyć.

Jagna: Chodziło im o to, że kosmetyki są zbędne, niepotrzebne.

Matylda: Mogę się wciąć? Domyślam się, o co im chodziło. Dziewczyny często czują się przymuszone, żeby kosmetyków używać. Niektórym malowanie się przychodzi z łatwością, mają talent, są w stanie odtworzyć skomplikowane make-up’y z tutoriali. Ale dla większości to czarna magia! Mimo to wciąż czują, że muszą to robić. I to dokładnie krok po kroku.

Czyli?

Matylda: Denerwuje mnie w tych tutorialach, że nie padają w nich zdania typu: „Jeśli masz młodą i ładną cerę, to pomiń etap nakładania podkładu”, „Przy mocnej oprawie oczu, zrezygnuj z eyelinera”, „Jeśli jesteś delikatną blondynką, to ciemne brwi za bardzo wyostrzą twoje rysy”. Przecież te filmiki oglądają w dużej mierze młode dziewczyny, którym wydaje się, że żeby dobrze wyglądać, muszą odtworzyć taki makijaż jeden do jednego. Nie odpuszczają żadnego etapu. Już nie wspominając o tonie kosztownych kosmetyków, które muszą zakupić, żeby taki makijaż wykonać.

Jagna: Staramy się zachować naturalność, ale naprawdę nie jest to wcale takie łatwe. Myślę, że tak, jak powiedziała Matylda, ratuje nas ładna cera. Trudniej się nie przejmować, jeśli walczy się z krostami i zaskórnikami.

Matylda: Chciałabym obejrzeć tutorial, w którym wizażysta mówi modelce: „Masz naturalnie rumiane policzki, nie musisz dokładać im różu. Za to Twoje oczy naturalnie się powiększą, jeśli namalujesz na nich kreskę”. Rozumiesz? Potrzebuję pozytywnego przekazu, że każdy ma w sobie coś fajnego, czego nie musi zmieniać lub tuszować.

Matylda, zdarza Ci się usłyszeć, że źle wyglądasz, bo nie jesteś pomalowana?

Nie, nie ma takich sytuacji. Ale z rozmów z dziewczynami wynika jasno, że wolałyby mieć z tym większy luz. Z kolei mnie w słabszym momencie też dopadają wątpliwości, czy nie powinnam się jakoś bardziej starać. Więcej przy sobie robić. Nauczyć się. Jeśli robisz to rzadko, masz niewyrobioną rękę, to nawet jeśli chcesz się, powiedzmy odpalić na większe wyjście, to taki kunsztowny makijaż Ci nie wyjdzie.

Jagna: Ale pamiętam, że jak byłaś w moim wieku, słuchałaś Dawida Kwiatkowskiego i eksperymentowałaś z makijażem.

Matylda: Pewnie, że eksperymentowałam. Chciałam się nauczyć. Nigdy mi to jednak nie wychodziło. Ja naprawdę w jakimś stopniu podziwiam dziewczyny, które potrafią się ładnie pomalować. Nie interesuje mnie taki makijaż na co dzień, ale mimo to chciałabym posiadać takie zaawansowane umiejętności. Na przykład jak pomalować usta, żeby wyglądały ładnie, a nie wulgarnie i krzywo?

Najlepiej nałożyć na palec odrobinę szminki w odcieniu zbliżonym do naturalnego koloru twoich ust i delikatnie wklepać ją opuszkiem. Łatwe, a efekt bardzo naturalny.

Matylda: Dzięki, spróbuję.

Jagna: Ja, oprócz korektora, mam tylko jeden kosmetyk kolorowy — niebieską szminkę MAC, którą przechwyciłam od Matyldy, bo jej nie używała. Są po niej takie syrenie usta. To dla mnie taki ozdobny gest, podobny do założenia kolczyków.

A co robicie, żeby się dobrze poczuć we własnej skórze?

Matylda: Długa kąpiel bardzo mnie relaksuje. I masaż!

Jagna (rozmarzonym głosem): Oj tak, masaże…

Chodzicie?

Matylda: Na takim profesjonalnym byłam tylko raz. Ale za to robimy je sobie wzajemnie.

Jagna: Tylko że Matylda robi mi takie mega mocne, jakie sama by chciała, żeby jej robiono, a ja preferuję, jak to powiedzieć… relaksacyjne smyranko.

Matylda: Mnie z kolei nikt jeszcze nie zrobił takiego mocnego masażu, jaki by mi się podobał.

Jagna: Na obozie wymieniamy się takimi przysługami masaż za masaż. Właściwie człowiek chodzi tam obolały przez cały czas — albo dużo chodzi, albo dźwiga żerdy. Trzeba sobie pomagać te obolałe mięśnie rozmasować. Do mocnych ucisków Matyldy ustawiają się spore kolejki.

Czyli na obozie usługi są w cenie.

Dziewczyny: Dokładnie.

Jagna: Ja lubię zrobić sobie od czasu do czasu maseczkę z awokado lub gdy robimy mizerię, to położyć sobie na twarz plasterki ogórka. To jest takie przyjemne!

Matylda: na obozie harcerskim jest coś takiego jak rajd czyli trzydniowa wędrówka. W tym roku przeszłyśmy pieszo około 45 km. Gdy dochodzimy wreszcie do miejsca, w którym mamy styczność z wodą, to dziewczyny mają potrzebę zrobienia przy sobie coś extra, co sprawi, że poczują się zadbane. W zeszłym roku była moda na szamponetki, które delikatnie zmieniają kolor włosów do następnego mycia,. W tym roku królowały maseczki.

Zapytam bezpośrednio — okres w takich warunkach to chyba niezły stres?

Jagna: Rzeczywiście jest to postrach rajdu i pionierki, ale nawet jeśli się przydarzy, to jakoś sobie radzimy. Mocno się nawzajem wspieramy.

Matylda: to prawda, okres nie jest w naszym kręgu tematem tabu, wręcz przeciwnie. Mamy do siebie ogromne zaufanie, potrafimy się z tego śmiać. Oczywiście na takim miesięcznym obozie nasze miesiączki się synchronizują, więc te trudne dni wypadają prawie wszystkim w tym samym czasie. Jakoś to trzeba przeżyć.

Co z młodszymi dziewczynami? Mówiłyście, że są na obozach również małe dziewczynki?

Matylda: Zdarza się, że taka jedenastolatka dostaje pierwszej miesiączki właśnie na obozie. Trzeba ją wtedy otoczyć troską, wszystko wytłumaczyć, pomóc odnaleźć się w nowej sytuacji.

Czy harcerstwo daje Wam daje poczucie wspólnoty?

Dziewczyny: Oj tak. Jesteśmy definicją określenia girl power.

Matylda: Nie wiem, czy we wszystkich drużynach tak jest, ale w naszej jesteśmy w bardzo dobrej komitywie. Spotykamy się również poza harcerstwem, mamy dużo wspólnych tematów do rozmów. Jest wsparcie i szczere zainteresowanie drugą osobą.

Jagna: Ja czerpię z tego ogromną moc. Będąc w lesie przez miesiąc w polowych warunkach, trudno udawać kogoś, kim się nie jest. Czuję akceptację takiej podstawowej wersji mnie.

Za czasów mojej młodości trochę nie przystawało “mądrej” dziewczynce interesować się zbytnio kosmetykami. Czy nadal tak jest?

Matylda: Moim zdaniem nie. Tę zmianę widać nawet w harcerstwie. Kiedyś harcerka kojarzyła się z niezadbaną chłopczycą. Teraz w kodeksie jest nawet zapis o obowiązku dbania o siebie. Sprawdzana jest wiedza na temat cyklu menstruacyjnego. Chodzi o kompleksowy rozwój wewnętrzny i zewnętrzny. Na pewno nie jest piętnowana potrzeba dbania o siebie ani chęć podobania się sobie i innym. Bo to jest chyba naturalne, prawda?

Myślę, że tak. Bardzo żałuję, że swoją przygodę z harcerstwem zakończyłam na zuchach.

Matylda: Być może nic straconego, nasza mama ma plan założyć drużynę harcerską dla seniorek. Pozostańcie w kontakcie.

Kiedy czujecie się ze sobą najlepiej?

Matylda: Dobrze się ze sobą czuję, gdy doceniona jest moja ciężka praca. Gdy dostaję zarówno od drużyny jak i od osób z zewnątrz pozytywną energię lub po prostu przychylne nastawienie do tego, co mówię lub robię. To mnie nakręca.  

Jagna: A ja kiedy słucham muzyki. Jej pozytywnego oddziaływania nie przebije żadna maseczka w płachcie.

Czego aktualnie słuchasz?

Jagna: Ostatnio głównie Toma Rosenthala i ścieżki dźwiękowej z filmu z filmu “Tamte dni, tamte noce”. Ale miewam też nastrój na rap. Jeśli chodzi o ciało, dobrze się czuję, gdy wracam ze szkoły bardzo zmęczona i wydaje mi się, że mój wygląd odzwierciedla to, jak słabo się czuję. A tymczasem gdy zerkam w lustro, widzę fajną dziewczynę. Poprawia mi to humor. Uwielbiam też obozową dzikość.

Powiedzcie jeszcze na koniec, jakie dziewczyny zwracają na ulicy Waszą uwagę?

Jagna: Te stylowo ubrane. Przyjemnie się na nie patrzy. Na tych świeżych, naturalnych też lubię zawiesić wzrok. Za to dziewczyny przykryte grubą warstwą makijażu mi się nie podobają. Nie wiem, na kogo tak naprawdę patrzę, co jest pod spodem.

Matylda: Ja też lubię dostrzegać w ludziach “ładność”. I to niekoniecznie oznacza, że muszą być oni klasycznie piękni, w końcu każdy ma w sobie coś ładnego. Czasem jest to widoczne gołym okiem, czasem trzeba się przyjrzeć, żeby to dostrzec. Lubię te poszukiwania i ciche “wow”, które mówię sama do siebie na ich widok.

Jagna: Zdarza mi się do takiej wyhaczonej z tłumu osoby uśmiechnąć. Żeby wiedziała, że ją dostrzegłam.


Na tej stronie korzystamy z cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody, zmień ustawienia przeglądarki.OK