Wywiad. 30.03.2018. Tekst i zdjęcia: Monika Kucel, Paulina Puchalska. Materiał dla Wysokich Obcasów

Victoria Kapriz

Wszystko rozchodzi się o małe gesty wobec siebie

Powiedz nam na początek, co robisz w Polsce?

Trafiłam tu całkiem przypadkowo cztery, prawie pięć lat temu, chociaż uważam, że tak naprawdę nic nie dzieje się bez powodu. W każdym razie przyjechałam z Krasnodaru, z południowej Rosji. Tamtejszy klimat bliższy jest Toskanii niż Syberii, wobec czego w Warszawie dokucza mi zimno i szarość za oknem. Przyzwyczaiłam się dopiero w zeszłym roku.
A zajmuję się projektowaniem. Przez kilka lat pracowałam w La Manii, teraz tworzę akcesoria skórzane dla Ochnika – buty, torebki, paski. W międzyczasie ruszyłam też z własną marką wysokiej jakości szlafroków i pidżam, która nawiązuje do tradycji i dziedzictwa kulturowego Rosji.

Skoro już wiemy, czym się zajmujesz, zdradź, jak wygląda Twój typowy poranek od strony pielęgnacyjnej.

Ostatnio moja skóra zachowuje się inaczej, zaczęłam mieć problemy z trądzikiem. Nawet jako nastolatka nie musiałam się z nim zmagać, dopadł mnie dopiero teraz… Nie znam się na tym, w związku z tym kiedy w lipcu nastąpił pierwszy wysyp, nie miałam pojęcia, po jakie specyfiki sięgnąć.
Zaczęłam szukać porad w Internecie, przejrzałam wiele stron i marek oferujących kosmetyki antybakteryjne. Zainwestowałam nawet w szczoteczkę soniczną, myśląc, że ta pomoże mi dokładniej oczyścić skórę. Niestety było zupełnie odwrotnie – powstało tylko więcej wyprysków, podejrzewam, że szczotką „rozprowadziłam” je po całej twarzy.
Teraz już wiem, że zawiniły hormony. Przebadałam się, prawdopodobnie będę musiała wprowadzić leczenie na stałe. Z zewnętrznej kuracji zostawiam zasychającą glinkę Payot, którą stosuję na mniejsze zmiany, i Benzac AC 5% na resztę. Ten drugi poleciła mi przyjaciółka borykająca się z trądzikiem od wielu lat.

Myjesz czymś twarz, zanim ją posmarujesz?

Myję, zawsze jakąś pianką lub żelem. Biotaniqe Dermoskin Expert Gentle Foaming Face Cleanser naprzemiennie z KORA Phytocosmetics. Tę drugą przywiozłam sobie z Rosji, a odkryłam na łazienkowej półce mamy. Przekonał mnie panthenol w składzie. Już po pierwszym zastosowaniu okazało się, że słusznie. Krostki mniej zaczerwienione, twarz odświeżona i promienista. Do tego tonik tej samej marki i mamy efekt „wow”.
Swoją drogą ilekroć odwiedzam rodzinne strony, coś nowego wędruje do mojej kosmetyczki (śmiech). Nie ma szans, żebym wróciła do Warszawy bez nadwyżki produktów.

Mama tak samo jak Ty lubi kosmetyki?

Myślę, że dopiero od jakiegoś czasu, od momentu, w którym ja zaczęłam jej co nieco podsuwać. Ale od lat chodzimy do tej samej kosmetyczki. Ja, mama i babcia. To kolejna rzecz, którą robię, kiedy u niej jestem, i którą mogę nazwać wręcz swoim rytuałem.

Na jakie zabiegi się decydujesz?

Na zwykłe rutynowe oczyszczanie twarzy, nic specjalnego. Chyba bardziej chodzi już o jakąś tradycję, która wokół tych moich powrotów narosła. Lubię czas spędzony u niej, lubię wiedzieć, czego sama aktualnie używa, a potem przenosić to do swojej codziennej pielęgnacji.

Czyli sugerujesz się kosmetycznymi wyborami innych?

I tak, i nie. Sama też szukam produktów, które mogłyby się u mnie sprawdzić. Chociaż faktycznie, są osoby, które wywierają na mnie w tej kwestii niemały wpływ i którym po prostu ufam.

I kto to jest?

Moja mama, kosmetyczka i… ulubione wideoblogerki z YouTube’a: Elena Krygina i Osia.

Udało Ci się dzięki nim znaleźć swój Power Beauty Item? Coś, co w mig poprawia Ci samopoczucie?

Jest taki produkt, ale odkryłam go sama. Cicalfate Avene – bardzo tłusty krem do twarzy. Nakładam grubą warstwę na noc i budzę się rano z twarzą miękką jak skóra dziecka.
Wśród kosmetyków kolorowych wygrywa szminka. Pierwszą w życiu dostałam od babci kilka lat temu – Maybelline, odcień 547. Do tego czasu używałam wyłącznie korektora pod oczy i maskary. Kiedy pomalowałam nią usta po raz pierwszy, nie mogłam uwierzyć, jak bardzo zmieniła się moja twarz. Za każdym razem, gdy decydowałam się na ten kolor, słyszałam tyle komplementów, że gdy się skończyła, natychmiast kupiłam kolejną.
Druga ulubiona to MAC Rooby Woo. Zainwestowałam w nią za namową wspominanej już rosyjskiej wideoblogerki Eleny Kryginy. Zapewniała, że daje efekt perłowo białych zębów, i to rzeczywiście prawda.

A perfumy?

Pierwszy naprawdę trafiony zapach, którego używałam, to Comme des Garcons Holygrapie. Dostałam go jeszcze w Rosji, od chłopaka, z którym się spotykałam. Miał bardzo dobry gust. Uznał, że to kompozycja, która w stu procentach do mnie pasuje.

Zgadzasz się z nim?

Trudno się wręcz nie zgodzić… Strzał w dziesiątkę! W pierwszej chwili pikantny za sprawą czerwonego pieprzu, papryczki, imbiru, z czasem ociepla się i wysładza dzięki wanilii i ambrze.

Czyli pikantna i słodka?

Wolę myśleć, że silna i delikatna.

Używasz tego zapachu do dzisiaj?

Na zmianę z Dior Cuir Cannage – skórzaste z dodatkiem białych kwiatów. Co ciekawe, bardzo nie podoba się mojej mamie. Do tego stopnia, że nie pozwala mi go używać, gdy jestem u niej w odwiedzinach. Mówi, że pachnie przestarzałym pudrem… Oczywiście nie zdziwi Was, że zupełnie się z nią nie zgadzam (śmiech).
Według mnie jest idealnym przykładem na to, jak dobrze mogą działać na siebie kontrastowe zestawienia.

Cofnijmy się jeszcze do poranku, bo nadal nie do końca wiemy, jak on u Ciebie wygląda.

Od początku – myję twarz wspomnianą pianką, potem spryskuję ją tonikiem tej samej marki, nakładam krem nawilżający, aktualnie Ultra Facial Cream Kiehl’s, i, co najważniejsze, krem z filtrem. Nie masz szans, żebym wybiegła z domu przez ochrony przeciwsłonecznej. Stosuję ją bez względu na warunki atmosferyczne i porę roku.
Chciałabym jednak podkreślić, że nade wszystko cenię sobie sen, w związku z czym przeciągam wylegiwanie się w łóżku do ostatniej chwili. Zazwyczaj kończy się to tak, że mam dosłownie dziesięć minut na uwinięcie się ze wszystkim – prysznicem, śniadaniem, ubraniem. O dziwo mi się udaje, pewnie z uwagi na zautomatyzowane już ruchy, które temu oporządzaniu towarzyszą (śmiech).

Co dalej?

Makijaż odpada, ale nie dlatego, że go nie wykonuję, a dlatego, że po krem BB i resztę sięgam już w samochodzie albo nawet w łazience w pracy. Oprócz kremu maskara, ulubiony korektor pod oczy z MAC-a, trochę pudru, i w zasadzie jestem gotowa. Brwiami się nie przejmuję, bo, żeby jeszcze bardziej ułatwić sobie zadanie, raz w miesiącu odwiedzam Brow Bar, gdzie zajmują się nimi specjalistki, nadając kształt i delikatny kolor. Wiecie, jakie to wygodne?

Wiemy, wiemy. My też pozwalamy sobie na tę wątpliwą przyjemność (śmiech) i regularnie uczęszczamy na depilację brwi tradycyjną wschodnią metodą nitkowania.

Wracając jeszcze na chwilę do poranków, prawda jest taka, że chciałabym, żeby one wyglądały inaczej. Zdałam sobie z tego sprawę dopiero teraz, mówiąc na głos, co przy sobie robię. Same czynności pewnie niewiele by się zmieniły, ale lepiej bym się czuła, gdybym mogła je wykonywać w zwolnionym tempie. Przejrzeć się dłużej w lustrze, zatrzymać na chwilę, robić wszystko wolniej i z większą dokładnością.

Czy w związku z tym celebrujesz te wszystkie czynności wieczorem, kiedy, jak wnioskujemy, masz więcej czasu?

Tak, zdecydowanie, chociaż to względna nowość w moim życiu. Owszem, zawsze o siebie dbałam, ale dopiero od niedawna zaczęłam faktycznie skupiać się na sobie, poznawać własne ciało, obdarzać je szacunkiem i uczuciem.

Jak myślisz, skąd przyszła taka zmiana?

Podupadające w zeszłym roku zdrowie psychiczne odcisnęło piętno na moim wizerunku – nie zależało mi na tym, żeby dobrze wyglądać, ani nawet dobrze się czuć. To, co przy sobie robiłam, ograniczało się do względnego minimum utrzymania higieny, i tyle.
Przestałam akceptować swoje odbicie w lustrze. Poszarzała mi skóra, twarz się zapadła, włosy nie wyglądały lepiej. Na szczęście w porę zdążyłam uchwycić najgorszy moment i znaleźć w sobie tyle siły, żeby zacząć działać.

Co zrobiłaś?

Wdrożyłam w życie plan, roboczo mogłabym go zatytułować „Ratowanie siebie”. Jednym z najważniejszych narzędzi, które miały mi w tym pomóc i rzeczywiście pomogły, były kosmetyki i pielęgnacja. Postanowiłam zupełnie na nowo poznać się ze swoim ciałem i seksualnością, spojrzeć na nie innym, dużo łaskawszym okiem. Nie zawsze przychodziło mi to z łatwością, z początku stagnacja, w której trwałam kilka miesięcy, brała górę i nie byłam w stanie się przemóc. Musiałam rozpisać plan, w przeciwnym razie moja droga do porozumienia się ze sobą zakończyłaby się w przedbiegach.

Co się w nim znalazło?

Proste, niepozorne czynności, które dla kogoś mogą być normą, dla mnie jednak stanowiły odstępstwo od ówczesnego stanu rzeczy. Uważność, obserwacja zmian, które we mnie zachodzą – w środku i na zewnątrz, medytacje pod prysznicem, szczotkowanie ciała, powolne nakładanie olejku, oglądanie się w całości, nieodwracanie wzroku. Wiecie, kiedy odkryłam, że mam brzuch? Tak niedawno, że wciąż czuję, jakby to było wczoraj. Wcześniej ta część ciała w ogóle dla mnie nie istniała, nie spoglądałam na nią, nie dotykałam. Do tego stopnia, że autentycznie o niej zapomniałam. A teraz? Teraz po prostu ją akceptuję. Nie zachwycam się, nie mogę powiedzieć, że ją kocham, ale w pełni pogodziłam się z tym, jak wygląda.
Zapisałam się też do grupy wsparcia na Facebook’u. Przez dwadzieścia jeden dni dopingowaliśmy się wzajemnie w swoim celach, a te były bardzo zróżnicowane. Uznanie i ciepłe słowa ze strony innych tylko podbijały efekty, które osiągałam w samodzielnej pracy nad sobą. Nie chodziło o przeglądanie się w cudzych oczach, a o poczucie akceptacji i zrozumienia płynące z zewnątrz.
Cały ten proces był bardzo wzmacniający. Trzeba włożyć mnóstwo wysiłku, przepracować wiele kwestii w głowie, posiłować się ze sobą, żeby zauważyć jakiekolwiek efekty. Ale opłaca się. Teraz mogę w pełni świadomie powiedzieć, że jest mi ze sobą dobrze.

„Viczka, jesteś zajebista! Wszystko się uda!”

Kiedy w takim razie czujesz się najbardziej atrakcyjna?

Wiedziałam, że mnie o to zapytacie. Na pewno podczas seksu i po seksie.
Mam też kilka sukienek, w których czuję się bardzo kobieco. Odsłaniają sporo ciała, powiedziałabym, że są na granicy przyzwoitości. Ratuje mnie tylko to, że mam subtelną urodę i niezbyt wybujałe kształty. W przeciwnym razie wyglądałabym w nich wulgarnie. Gdy się tak ubiorę, nałożę obcas, długie kolczyki, sztuczne futro i zbiegam po schodach do taksówki, czuję się wspaniale. Wychodzi ze mnie moja rosyjska natura.
Nie krępuję się tej nagości, zmienia mi się krok, głowę mam podniesioną, tak jakbym wchodziła w rolę.

Ej, to Ty masz dobry kontakt ze swoją kobiecością. Może niepotrzebnie narzekasz.

Ale nie zawsze tak było. Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu, w zasadzie przez cały okres wchodzenia w dorosłość, obracałam się ludźmi, którzy szminkę czy obcasy potrafili wytknąć palcami. Żadna z moich ówczesnych koleżanek nie nosiła się kobieco.
Przełomowym momentem były odwiedziny cioci mojego byłego męża – stereotypowej Rosjanki mieszkającej w Dubaju, randkującej z szejkami. Taka, z której żartuje się zagranicą. Ona to dopiero była przegięta (śmiech). Blondyna w obcisłych sukienkach z falującym biustem. Jednocześnie było w niej coś niesamowicie pociągającego, biła z niej pewność siebie, której ja z kolei w ogóle nie miałam. Do tego była bardzo hojna. Otwierała walizkę i wciskała mi przezroczyste bluzki, wyzywające kiecki i drogie torebki. Zresztą do dziś mam je w szafie.
Do czego dążę? Ciocia, podejrzewam, że zupełnie nieświadomie, uruchomiła we mnie kobiecy pierwiastek, który na co dzień trzymam w zamknięciu. A teraz jest tak, że raz na jakiś czas lubię nałożyć kusą kieckę, zrobić kreskę na oku, pomalować usta. I faktycznie dodaje mi to siły!

Monika: Wiem, o co Ci chodzi. Ja też mam w sobie czasem pokusę, żeby się odstrzelić, nawet bez okazji. Gdy jej ulegnę, to potem okazuje się, że nawet w teatrze ludzie są w jeansach i swetrze, i czuję się wtedy „nie na miejscu”.

Od wielu dziewczyn słyszałam, że chciałyby się gdzieś wyszykować, ale się krępują, bo albo ludzie się na nie gapią, albo czują się nazbyt wypacykowane i przebrane. Jest angielskie słowo, które lepiej to opisuje – overdressed.

Paulina: Ja też to odczuwam. Gapiostwo podszyte zawiścią i nieprzychylnością sprawia, że nie chce mi się następnym razem przekraczać komfortowej granicy bycia niezauważalną.

Monika: Moja przyjaciółka powiedziała mi kiedyś, ze ludzie patrzą głównie na tych, którzy wyglądają w jakiś sposób szczególnie. Z zazdrością, że też by tak chcieli, a nie mają odwagi lub polotu.

I właśnie dlatego ja postanowiłam sobie jakiś czas temu, że mi się chcę i że nic sobie z tych spojrzeń robić nie będę. I tak mam już opinię “dziwnej Rosjanki”, więc w sumie co mi szkodzi (śmiech)? Nie jestem stąd, mogę być inna.

Jesteś naszą role model. Chyba obie nosimy w sobie taką potrzebę, która jest zwyczajnie zblokowana.

Słuchajcie, ja wracam z pracy do domu tylko po to, żeby maznąć się pomadką, osypać rozświetlaczem, wskoczyć w sukienkę i pójść z Agnieszką, moją przyjaciółką, na zupę do knajpy. Żeby urozmaicić sobie dzień. Przez półtorej godziny mam wrażenie, że dzisiaj chociaż przez krótką chwilę poczułam się pięknie i wyjątkowo. Także, moje drogie, wszystko rozchodzi się o małe gesty wobec siebie.


Produkty

Ciało:
sól pomarańcza z cynamonem Mokosh

Twarz:
oczyszczająca pianka KORA Phytocosmetics
krem nawilżający Ultra Facial Cream Kiehl’s
krem punktowy na niedoskonałości Pâte Grise Payot

Make-up:
szminka Ruby Woo MAC
szminka Maybelline, odcień 547
korektor pod oczy Select Cover-Up MAC

Zapach:
Cuir Cannage DIOR
Holygrapie Comme de Garcons

Power Beauty Item:
tłusty krem do twarzy Cicalfate Avene

Na tej stronie korzystamy z cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody, zmień ustawienia przeglądarki.OK