Jeśli regularnie sięgacie po Skin Food, istnieje spora szansa, że z jego lżejszą wersją również się polubicie. Zwłaszcza że lżejsza nie oznacza mniej treściwa. Owszem, nie jest nawet w połowie tak tłusta, ale równie porządnie odżywia, nawilża i zmiękcza odwodnioną, suchą i/lub wrażliwą skórę. Szybko się wchłania, nie zostawia lepkiego filmu, nie bieli. Może zapychać, może podrażniać, jak zresztą wiele naturalnych produktów, które nie są dla każdego. Trudno jednak przewidzieć, jak na niego (i praktycznie na każdy zewnętrzny specyfik) zareagujecie. Warto sprawdzić — cena nie straszy, a w razie czego krem można wykorzystać na spękane stopy, zadziory wokół paznokci czy zmęczone dłonie.
W składzie znajdziecie głównie organiczne surowce, w dużej mierze hodowane i obrabiane w laboratorium Weledy, m.in. olej słonecznikowy, masło shea, masło kakaowe, ekstrakty z fiołka trójbarwnego, rozmarynu, nagietka i rumianku, kwas mlekowy, i ekologiczny wosk pszczeli. Werdykt? W sam raz na wiosnę, której szczęśliwie się doczekałyśmy/-liśmy!
PS Bez względu na szczery zachwyt nowością klasyczną wersję Skin Food i tak zawsze trzymamy w szafce nocnej — sprawdza się jako regenerująca maseczka lub okład na najbardziej wymagające części ciała.
PPS Od jednej z naszych czytelniczek, która mieszka w Niemczech i miała dostęp do SFL wcześniej, dostałyśmy taką wiadomość, a w zasadzie tłumaczenie oświadczenia marki: „Tubka nie jest już z aluminium, tylko z plastiku (bez BPA), z czego 17% pochodzi z recyclingu. Weleda tłumaczy swój wybór mniejszym zużyciem energii przy produkcji w całym systemie dostawy (również w kontekście śladu węglowego). Oprócz tego firma otrzymywała mnóstwo informacji od klientów, że aluminiowe tubki się psują.”