Wywiad. 09.11.2017. Tekst: Paulina Puchalska, zdjęcia: Monia Kucel

Anna Ławska

Największą przyjemność sprawia mi orzeźwiający prysznic w upalny dzień lub długa kąpiel w wannie w okresie jesienno-zimowym. Potrafię w niej przesiadywać tak długo, aż cała się pomarszczę

Przywozisz kosmetyki z zagranicznych wycieczek?

Będąc na wakacjach w Bośni i Hercegowinie, zmuszona sytuacją — nasze bagaże nieszczęśliwie zniknęły — odkryłam drogerię DM i ich linię Alverde. Kupiłam wtedy tonik i krem do twarzy — z obu produktów byłam bardzo zadowolona i żałuję, że nie skusiłam się na jeszcze kilka kosmetyków. Poza tym jednym wyjątkowym przypadkiem zdecydowanie częściej przywożę z wakacji miody, sery i wina.

Masz ulubione czynności, może nawet rytuały pielęgnacyjne, które sprawiają Ci wyjątkową przyjemność? 

Nie jestem pewna, czy można nazwać to rytuałem pielęgnacyjnym, ale uwielbiam się myć (śmiech). Nic nie sprawia mi takiej przyjemności, jak orzeźwiający prysznic w upalny dzień lub długa kąpiel w wannie w okresie jesienno-zimowym. Potrafię w niej przesiadywać tak długo, aż cała się pomarszczę.

Dodajesz coś do wody?

Tak. Olejki, najchętniej firmy Kneipp, lub kule musujące — ukochane kupuję w Ministerstwie Dobrego Mydła.
Bardzo lubię też peelingi. Do twarzy Sukin z węglem bambusowym, a do reszty ciała zdecydowanie ten odkryty u mamy pod prysznicem z firmy Iossi z olejkami cytrusowymi. Świetnie wygładza i nawilża skórę.

Jak wygląda typowy poranek Anny Ławskiej? 

Każdy dzień zaczynam właściwie tak samo, mogłabym w sumie dodać „tak samo miło”, bo dostaję buziaka od mojego chłopaka Michała — to znak, że on wychodzi do pracy, a ja wstaję. Troszkę się jeszcze kręcę w łóżku… sprawdzam Instagram, pocztę mailową itd. Następnie łykam lekarstwo na tarczycę i zanim przejdę do śniadania, idę pod prysznic.

I co pod tym prysznicem? 

Do mycia ciała mój absolutny w ostatnim czasie faworyt — żel z matchą z Alterry. Bardzo fajnie pachnie, ma dobry skład i przystępną cenę. Nie wiem, która to już butelka. Muszę przyznać, że uzależniliśmy się od niego z Michałem.

A jak go odkryłaś? Złapałaś przypadkiem, będąc w Rossmannie?

Używałam już wcześniej innych produktów z Alterry. Przeważnie się sprawdzały, więc z rozmachu chwyciłam za produkt, którego wcześniej nie miałam i przepadłam — właśnie przez zapach.

 

No właśnie jesteś wąchaczem?

O tak, zdecydowanie! Wąchacz ze mnie straszliwy (śmiech). Lubię zapachy słodkie, troszkę kadzidlane, korzenne, często perfumy dla mężczyzn. Przez długi czas używałam Bang Marc Jacobs.
Aktualnie na mojej zapachowej półce stoją Tom Ford Black Orchid, męski Korres z kardamonem bursztynem i szafranem, a za chwilę dołączy do nich Byredo 1996. Przyznam się też do podkradania z szuflady mojego chłopaka Wonderoud Comme des Garcons.

Monika: Ja tak samo… Pamiętam, jak mieszkałam przez chwilę we Włoszech i odwiedzając tamtejsze drogerie, wąchałam wszystko, co mi w ręce wpadło. Mam wrażenie, że ekspedientki nie raz chodziły za mną, w głowie osądzając o szaleństwo.

Paulina: Czyli nie kupisz, dajmy na to, balsamu, jeśli nie podoba Ci się jego zapach?

Nie ma szans. Ani balsamu, ani kremu do twarzy, niczego.

Myjesz włosy rano czy wieczorem?

Zawsze rano. Mam bardzo delikatne włosy z tendencją do oklapywania, a to z kolei wywołuje u mnie poczucie dyskomfortu, więc jeśli wieczorem gdzieś wychodzimy, moja głowa znowu się pieni (śmiech).

Skoro myjesz je dzień w dzień, to pewnie znalazłaś szampon godny polecenia.

Niestety nie. Ciągle szukam i za każdym razem myślę, że może to w końcu właśnie ten. Ostatnio używałam szamponu z ekstraktem z pokrzywy, teraz służy mi A’kin, który pięknie pachnie rozmarynem, a w kolejce czeka już kolejny, który dostałam od mamy — Korres z proteinami ryżu i wyciągiem z lipy.

A odżywka?

Aktualnie Sukin. Zgodnie z radą mojej siostry mocno wcieram ją w końcówki — włosy dłużej zachowują świeży, zdrowy wygląd i ładnie błyszczą. Stosuję naprzemiennie z ajurwedyjskim tonikiem do włosów z firmy Orientana.

Układasz je jakoś, żeby osiągnąć efekt wow?

Myślę, że efektu wow raczej nigdy nie osiągnę (śmiech), ale czasami przed wieczornymi wyjściami, żeby delikatnie usztywnić włosy i nadać im objętości, używam soli morskiej Davines, którą podsunęła mi również siostra. Spryskuję delikatnie włosy, trzymając głowę w dół, a następnie ugniatam je, aż osiągnę zadowalający efekt.

Jaka jest różnica wieku między Tobą i twoją siostrą?

Siedem lat. Kiedyś wydawało mi się, że to sporo, zwłaszcza kiedy wkraczałam w wiek nastoletni, a Olinka wciąż była dzieckiem. Dziś kompletnie tego nie odczuwam. Obie jesteśmy już kobietami, mamy podobne problemy, podobnie patrzymy na świat i używamy podobnych kosmetyków (śmiech). Ola jest cudowną siostrą, wspaniałą przyjaciółką i wiem, że zawsze mogę na nią liczyć.

Czyli regularnie polecacie sobie nowo odkryte produkty?

Absolutnie. Mówimy sobie, co warto kupić, a co lepiej ominąć szerokim łukiem. Ilekroć się widzimy, sprawdzam jej łazienkową półkę — tam zawsze kryje się coś ciekawego.
Prawdę mówiąc, Ola zdecydowanie bieglej porusza się po kosmetycznych nowinkach, często przywozi mi coś fajnego ze swoich podróży. Ostatnio dostałam rozświetlacz marki Luma z Australii. Wspaniały!

Mamie też przeczesywałaś szuflady, będąc małą dziewczynką? 

Teraz robię to zdecydowanie częściej niż w dzieciństwie, dlatego, że w znacznej mierze byłam wychowywana przez babcię i dziadka. I to właśnie babci, zawodowej fryzjerce, przeczesywałam kosmetyczkę.

Podglądałaś ją w pracy czy to już Cię nie interesowało?

Jasne, że podglądałam — i ją, kiedy zwinnie zaplatała klientkom na głowie niewielkie kosteczki oplecione gumką, i wszechobecne bibeloty fryzjerskie poukrywane w futerałach. Swoją drogą nasza Babcia sama bardzo o siebie dbała. Regularnie chadzała do gabinetu kosmetycznego, a w domu dzień w dzień masowała sobie twarz i szyję.

Powtarzasz jej ruchy?

Czasami, ale nie mogę powiedzieć, żebym była z masażem za pan brat.

To jakie zabiegi na twarz stosujesz? Co lubisz przy niej robić?

Jeśli mam być szczera, niewiele przy niej robię. Być może wynika to z faktu, że nigdy nie dotknęły mnie żadne problemy z cerą. Uzależniłam się od toniku od Jana Barby — bardzo odpowiada mi jego ziołowy zapach. Poza tym lubię peelingi, czuję, że dopiero po porządnym złuszczaniu moja skóra oddycha. Obecnie używam wspomnianego już wcześniej Pore Refining Facial Scrub firmy Sukin, która co jakiś czas ku mojej uciesze pojawia się na regałach w TK Maxxie.
Regularnie sięgam też po maseczki, zwłaszcza te w płachtach, które są bardzo wygodne.

Stawiamy, że po peelingu sięgasz po krem. 

Najpierw spryskuję twarz wodą różaną, dopiero potem wklepuję krem — stosuję kilka różnych na zmianę, bo, podobnie jak z szamponem do włosów, cały czas szukam tego idealnego. Alverde, Weleda, Mokosh lub Glossier.
Wieczorem dodaję do tego krem pod oczy z ekstraktem z zielonej herbaty.

Chyba nie malujesz się mocno…

Coś ostatnio mam problem z tymi makijażami (śmiech). Od ponad dwóch lat w ogóle nie używam podkładu. Moja twarz na co dzień to krem BB, rozświetlacz, delikatny róż na policzki. Wyjątek stanowią usta, bo uwielbiam pomadki.

Z jakiegoś konkretnego powodu przestałaś używać podkładu? 

Decydujący momentem był powrót z letnich wakacji. Skóra muśnięta słońcem, kilka dodatkowych piegów — podkład w tej sytuacji wydawał mi się absolutnie zbędny. Zaczęłam używać lekkiego kremu koloryzującego i tak zostało do dziś.

Jest kosmetyk, któremu nadałabyś miano Power Beauty Item?

Jestem wręcz uzależniona od pomalowanych ust, muszą być choć troszeńkę maźnięte (śmiech). Także zdecydowanie szminka. To mój ulubiony kosmetyk kolorowy i potrafię na niego wydać większe pieniądze. Ulubione — Chanel i NARS.

A odcienie?

Wszystkie moje pomadki są kolorystycznie do siebie zbliżone, czyli malinowo-czerwone. Z takimi ustami czuję się najlepiej. Ostatnio kusi mnie też brąz. Odkąd zobaczyłam u mojej znajomej pomadkę Toma Forda właśnie w tym odcieniu, nie mogę przestać o niej myśleć.

Czas na nasze flagowe pytanie. Za jakimi dziewczynami oglądasz się na ulicy? 

Za tymi, które wpisują się w mój kanon urodowy i modowy.

I co to znaczy?

Cenię oryginalność z klasą, tak bym to określiła. Podobają mi się kobiety, które mają w sobie coś intrygującego, niekoniecznie wpisujące się w szablon typowych piękności. Ze względu na moje zajęcie, wzrok kieruję na detale — wyjątkowe buty, torebka, nietypowa ozdoba.
Zresztą mam tu swoją ulubioną Panią w Poznaniu, na Jeżycach, która zawsze rewelacyjnie wygląda. Nosi fantastyczne płaszcze, a ja mam ogromną słabość do tej części garderoby. Z wielką chęcią poszperałabym w jej szafie (śmiech).

Zdarza Ci się bezpardonowo zagapić? 

Pewnie. Przeważnie w środkach transportu miejskiego. Czasami aż mi głupio, zwłaszcza wtedy, gdy moją uwagę skupiam na biżuterii u osób starszych. Najczęściej pada na posiadaczki pięknych pierścionków, nie mogę oderwać od nich wzroku — połączenie złota i dojrzałych dłoni, pokrytych seledynowymi żyłkami i piegami, jest przepiękne!


Na tej stronie korzystamy z cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody, zmień ustawienia przeglądarki.OK