Część pierwsza – rozmowa ze specjalistą
O trądziku różowatym, jego pierwszych objawach, późniejszych stadiach i naturalnych obawach z tym związanych *rozmawiamy z doktor Aleksandrą Batycką-Baran.
*wywiad został przeprowadzony w ramach ogólnopolskiej kampanii informacyjno-edukacyjnej „Róż się do lekarza”, zainicjowanej przez Instytut Komunikacji Zdrowotnej we współpracy z Polskim Towarzystwem Dermatologicznym.
Poprzedziłyśmy go ankietami na Instagramie, które pozwoliły nam na przekazanie najbardziej nurtujących Was pytań na ręce specjalistki. Gotowe/-i?
Jeszcze przed wywiadem przeprowadziłyśmy wśród naszych czytelniczek sondę, żeby dowiedzieć się, z czym się zmagają i jakie mają wątpliwości – zwłaszcza że żadna z nas nie borykała się z trądzikiem różowatym. Padło mnóstwo pytań, na które mamy nadzieję odpowiedzieć z Pani pomocą. Czym charakteryzuje się trądzik różowaty?
Trądzik różowaty przeważnie występuje u osób starszych – po 25.-30. roku życia. Należy go więc odróżnić od trądziku zwykłego. Trądzik zwykły zazwyczaj dotyka osoby w wieku nastoletnim, choć coraz częściej, co pokazują najnowsze badania, nie tylko je.
Objawy trądziku różowatego nasilają się stopniowo. Pierwsze mogą pojawić się już po 20. roku życia, ale na ogół choroba rozwija się dopiero między 40. a 50. r.ż. Oczywiście mówimy o najczęstszym scenariuszu.
A co jeśli osoba w wieku 16-20 lat zauważa u siebie pękające naczynka i skłonność do zaczerwieniania skóry?
Nie musi, ale może to być pierwsze stadium trądziku różowatego, jak najbardziej.
Jakie fazy choroby wyróżniamy?
Na ogół pierwszą jest rumień. Początkowo bywa przejściowy, ale nasilający się pod wpływem określonych czynników. Te czynniki są powszechnie znane – silne emocje, stres, pikantne, ale też gorące potrawy, korzystanie z sauny. Niewskazane są również wysokie temperatury, a więc gorące kąpiele, gorący prysznic.
Tego typu objawy, jak wspomniałam, nie muszą występować trwale. Dopiero po czasie, jeśli tendencja się utrzymuje, około 30.-40. r.ż. rumień ulega utrwaleniu. Wtedy też wzrasta prawdopodobieństwo na pojawienie się na skórze stałych zmian naczyniowych, zwanych potocznie ‘pajączkami’. Z drugiej strony nie muszą one od razu oznaczać choroby, jeśli występują pojedynczo – większość z nas ma chociaż jedno pęknięte naczynko. Żeby mówić o trądziku różowatym, teleangiektazje, czyli właśnie ‘pajączki’, powinny występować w towarzystwie rumienia. W żargonie lekarskim nazywamy to podtypem rumieniowym z teleangiektazjami.
Wnioskujemy, że najlepiej udać się do specjalisty.
Zdecydowanie. Dermatolog pomoże określić specyfikę problemu. Powinien też zalecić odpowiednią pielęgnację – głównie dermokosmetykami, których formuły opracowywane są z myślą konkretnych dolegliwościach. Warto jednak zaznaczyć, że opracowywanie, nazwijmy to, ‘programu’ pielęgnacyjnego odbywa się na poziomie spersonalizowanym i wpływa na niego wiele istotnych czynników, np. pora roku lub to, czy skóra ma dodatkową komponentę łojotokową.
U wielu osób chorujących na trądzik różowaty oprócz teleangiektazji i rumienia występuje również wrażliwość skóry. Stąd też wynika nietolerancja wielu kosmetyków, które zamiast pomagać, zwyczajnie szkodą. Takie osoby często przyznają, że konwencjonalne kosmetyki znacząco podrażniają naskórek, który w odwecie jeszcze bardziej się czerwieni i piecze.
Co w takim razie może znaleźć się w ich kosmetyczkach?
Panuje błędne przekonanie, że przy obecności trądziku różowatego zabrania się stosowania większości specyfików, w tym kremów. Jak najbardziej można używać kremów, ale odpowiednich – przede wszystkim pozbawionych drażniących konserwantów, określonych alkoholi, substancji zapachowych, barwników. Najlepszym i najczęściej zalecanym rozwiązaniem są wspomniane dermokosmetyki dla skóry wrażliwej.
Czyli nie ma jednej gotowej recepty na sukcesywną walkę z trądzikiem różowatym.
Zdecydowanie nie. Każde schorzenie – a trądzik niewątpliwie nim jest – należy konsultować ze specjalistą i to właśnie w gabinecie lekarskim szukać źródła problemu, a następnie rozwiązań, które pomogą się z nim uporać. Eksperymentowanie na własną rękę w drogerii lub nawet w aptece może skończyć się uszczerbkiem na zdrowiu.
Także jeśli rozpoznajemy u siebie któreś z omówionych objawów lub mamy wątpliwości co do stanu naszej cery, zwróćmy się z nimi do dermatologa.
Znamy już objawy, które powinny zapalić w głowie kontrolkę. Chciałybyśmy teraz wyraźnie zaznaczyć różnice między trądzikiem młodzieńczym wywołanym zmianami hormonalnymi a trądzikiem różowatym.
Po pierwsze – okres występowania. Trądzik różowaty, o czym rozmawiałyśmy na wstępie, zdecydowanie częściej pojawia się u osób starszych. Po drugie – w przypadku trądziku zwykłego rumień to rzadkość. Oczywiście, może być on skutkiem przyjmowania rozmaitych leków przeciwtrądzikowych, ale nie należy go od razu utożsamiać z napadowym lub utrwalonym rumieniem typowym dla trądziku różowatego.
Trądzik młodzieńczy to przede wszystkim zaskórniki, grudki i krosty. I znowu – grudki i krosty mogą pojawić się przy trądziku różowatym, jeśli w późniejszych fazach przybiera on formę podtypu zapalnego. Zaskórników de facto w trądziku różowatym nie obserwujemy.
Czy może się zdarzyć tak, że trądzik zwykły pod wpływem źle dobranej pielęgnacji i przeobrazi się w trądzik różowaty?
Zdarzają się marginalne przypadki, kiedy te dwa typy trądziku łączą się, ale absolutnie nie mają na to wpływu przywołane czynniki. Kluczową rolę odgrywają predyspozycje i podłoże osobnicze – genetyczne. Szacuje się, że około 30-40% chorych dziedziczy trądzik różowaty po najbliższych członkach rodziny. Choć ciężko mówić o regule, warto mieć w głowie tendencje rodzinne.
A cera naczynkowa? Ta w dużej mierze przypomina według opisu trądzik różowaty.
Rzeczywiście w przypadku cery naczynkowej samodzielna diagnoza jest trudniejsza. Prawidłową postawi lekarz, który będzie umiał wyłapać niuanse stanowiące o danej dolegliwości.
Poza tym wszystkim cera naczyniowa nie objawia się rumieniem. Mylimy z nim kruche naczynia, o co nietrudno okiem laika.
Co jeśli przegapimy moment, w którym należy zgłosić się do lekarza?
Każdy moment jest dobry, żeby zgłosić się z problemem do dermatologa. Trądziku różowatego nie da się całkowicie wyleczyć, ale można i należy go wyciszać i doprowadzać do jak najłagodniejszej formy, żeby osoba chora była w stanie normalnie funkcjonować.
Tu pojawia się kolejna nader istotna kwestia. W końcu to, w jak znaczącym stopniu trądzik może wpłynąć na nasze samopoczucie, a nawet zdrowie psychiczne wie każdy, kto boryka lub w przeszłości borykał się z problemem. Przez wielu bagatelizowany i sprowadzany do poziomu błahostki, potrafi wykluczyć z życia społecznego, wpędzić w kompleksy i poczucie palącego wstydu.
Niestety – wszelkie widoczne zmiany skórne bardzo często są ściśle związane z komponentą psychiczną. Do choroby i jej objawów fizycznych nie raz dochodzi więc aspekt świadomego wycofania społecznego lub poczucia wykluczenia.
Jednak wnioskujemy, że dla każdego jest nadzieja.
Absolutnie. Oprócz wspomagających kosmetyków mamy również leki, które pomagają w najcięższych stadiach choroby.
Co z dietą?
W miarę możliwości należy zrezygnować z ostrych przypraw, dużych ilości teiny, glutaminianu sodu, wysoce przetworzonej żywności i parujących, gorących potraw. Ale nie tylko, bo również używek – alkoholu i papierosów. Choć potocyzm ‘nos alkoholika’ (przyp. red. mocno czerwony nos o nierównej powierzchni; występuje częściej u mężczyzn niż u kobiet) nie ma naukowego uzasadnienia, nadużywanie wysokoprocentowych napojów, w tym czerwonego wina, rzeczywiście wpływa na rozwój choroby.
I już na koniec – czy przed pierwszą wizytą u lekarza, a podejrzewając u siebie właśnie trądzik różowaty, warto wykonać jakieś badania, które ułatwią rozpoznanie problemu?
W przypadku diagnostyki trądziku badania (np. tarczycy) zlecamy po pogłębionym, szczegółowym wywiadzie, który pozwoli określić, w którym kierunku zmierzamy. Tego zresztą też należy wymagać od dermatologa – indywidualnego podejścia.
Czyli tak – najważniejsze jest kompleksowe podejście do tematu, co rozumiemy nie tylko przez staranną pielęgnację, ale również dietę, oraz szukanie pomocy u specjalisty…
…który oceni, czy na danym etapie koniecznie jest wdrożenie farmakologii (stosowanej miejscowo lub ogólnie). Więc wszystko, co Panie wymieniły, plus ewentualnie leczenie.
Podsumowując, róż się do lekarza!
Dokładnie.
Część druga – historia z życia wzięta
Chciałyśmy, żeby w akcji wzięła udział bohaterka, która w przeszłości zmagała się z ciężkimi objawami trądziku różowatego. Trądzik różowaty to choroba przewlekła, więc nie można mówić o całkowitym wyleczeniu, lecz o zaleczeniu objawów. Ogłosiłyśmy więc wśród naszych czytelniczek nabór, którego efektem jest szczera rozmowa z Panią Renatą Stęplewską (43 lata).
W jakim momencie zaczęły się u Pani pojawiać pierwsze zmiany trądzikowe? Czy to się zbiegło np. ze stresogennymi wydarzeniami?
Pierwsze objawy trądziku różowatego zaobserwowałam u siebie ponad dwadzieścia lat temu. Niedługo po tym, jak urodziłam dzieci. Wtedy jednak nie byłam świadoma, że są to zmiany chorobowe. Wszyscy wokół szli w zaparte, że zalewający mnie rumień to po prostu ‘słowiańska uroda’. Niezależnie od pory roku twarz niemalże przez cały czas była czerwona. I tak naprawdę, gdyby nie córka studiująca kosmetologię, pewnie nigdy nie trafiłabym pod obserwację. To właśnie Ola uzmysłowiła mi, że troskliwie nazywane przez bliskich rumieńce mogą być oznaką trądziku różowatego. Powiedziała wprost: „Idź do lekarza”. Nie opierałam się i faktycznie Pani dermatolog potwierdziła wstępną diagnozę.
Czyli zanim trafiła Pani do specjalisty, przez lata zmagała się z nieleczoną chorobą.
Do dermatologa, i to nie jednego, trafiłam dużo wcześniej. Żaden jednak nie stwierdził trądziku różowatego. Lekarze przybierali moją wersję – uczulenie na silne środki czystości. Opary podrażniały wrażliwą skórę, w efekcie czego ta przy każdym sprzątaniu była jeszcze bardziej czerwona. Ale ponieważ wspomnianym objawom nie towarzyszyły krosty, traktowałam rumieńce, nawet zaostrzone, jako część mojej urody. Chociaż faktycznie ich barwa przybierała na mocy po zjedzeniu gorących potraw czy po pełnym emocji dniu. Nie przyszło mi do głowy, żeby analizować to pod kątem konkretnej dolegliwości. Dopiero córka pokazując zaawansowane stadia trądziku różowatego zmotywowała mnie, żeby podjąć kolejną próbę.
I wtedy trafiła Pani w dobre ręce. Jaką kurację zaleciła lekarka?
Od razu dostałam odpowiednio dobrany pod tym kątem antybiotyk, maść i zalecenia dotyczące pielęgnacji zewnętrznej. Teraz, po zakończonym leczeniu, już sama dobieram sobie kremy, ale z większą dbałością. Zwykle sięgam po łagodne apteczne specyfiki dla dzieci – takie, które można stosować od pierwszego dnia narodzin. Córka doradziła mi również suplementację beta-karotenu w okresie letnim i askorbinianu sodu przez cały rok.
Kiedy zauważyła Pani poprawę?
Praktycznie po miesiącu. Plamy na skórze zaczęły ustępować, twarz coraz rzadziej była czerwona, co najwyżej delikatnie zaróżowiona. Minęły też palące nagłe ‘uderzenia’ rumienia. Ostatecznie powtórzyłam kurację dwa razy, a ostatnią dawkę antybiotyku przyjęłam 1,5 roku temu. I póki co jest dobrze.
Jak obecnie wygląda Pani pielęgnacja?
Do demakijażu używam płynu micelarnego Ziaja, a potem nakładam krem Eloderm Omega 3-6-9. Jeśli wychodzę z domu, wyrównuję kolor skóry sprawdzonym kremem BB z Garniera – jedynym, który mnie nie uczula i nie podrażnia.
Czy w rodzinie pojawiały się wcześniej podobne przypadki?
Nie, raczej nie. Aczkolwiek wydaje mi się, że syn mógł odziedziczyć po mnie tę przypadłość. Mam nadzieję, że nie, ale teraz przynajmniej wiem, kiedy i do kogo zgłosić się po pomoc!