Zrób to sam. 18.02.2016. Tekst i zdjęcia: Paulina Puchalska

Kwadrans w kuchni

Tyle potrzebujesz, żeby zrobić naturalny dezodorant. Do tego kilka składników z kuchennych półek i odrobina chęci

Od dawna i, jak nam się dotychczas wydawało, bezskutecznie szukałyśmy dezodorantu idealnego. Takiego, który nie tylko działa, ale też nie drażni zapachem i nie ma w składzie tego całego zła, które wciskają nam antyperspiranty z drogeryjnych regałów (aluminium, parabeny). Na ratunek przyszła jedna z naszych czytelniczek Dominika Kucner, zostawiając w komentarzu na Facebooku przepis na dezodorant DIY. Nieco sceptyczne, ale zmobilizowane do działania powędrowałyśmy do kuchni.

W myśl niepisanej zasady, że im krótszy skład, tym lepiej dla naszego ciała i organizmu, zadowolone kompletujemy listę potrzebnych półproduktów: olej kokosowy (my sięgnęłyśmy po ten bezwonny), soda oczyszczona, olejek z drzewa herbacianegoolejek eukaliptusowy i olejek z paczuli. Dwa ostatnie możemy wymienić na jakiekolwiek olejki eteryczne — wszystko zależy od zapachu, który chcemy uzyskać.

Wykonanie jest bardzo proste i zajmuje dosłownie kilka minut. W przepisie Dominiki zamieniłyśmy jedynie ilości. Rozpuściłyśmy w kąpieli wodnej trzy pełne łyżeczki oleju kokosowego, do którego dodałyśmy 3 łyżeczki sody oczyszczonej, około 7-10 kropel olejku z drzewa herbacianego, 5 z eukaliptusa i 5 z paczuli. Energicznie wymieszałyśmy uzyskaną miksturę i kiedy odrobinę przestygła, rozlałyśmy do pojemniczków. Wystarczyło jej na trzy 20ml słoiczki, które rozdzieliłyśmy między siebie i siostrę Moni, Iwonę. Szczelnie je zakręciłyśmy i włożyłyśmy na dziesięć minut do zamrażalki.

 

Po tym czasie wasze dezodoranty powinny mieć odpowiednią gęstość — zwartego kremu lub po prostu pierwotnej konsystencji oleju kokosowego. Nasze były gotowe, więc nie pozostało nic innego, jak zacząć testować kolejnego ranka. Mała ilość rozsmarowana na skórze pod pachami i zaczynamy dzień!

Po godzinach bieganiny, podróży pociągiem, intensywnego sportu, morsowania, stania przy garach i zabawy z 3-letnim urwisem zupełnie zapomniałyśmy o testowaniu nowego kosmetyku. Przypomniało nam się dopiero podczas wieczornej „massengerowej” rozmowy, kiedy w tej samej chwili wysłałyśmy sobie wiadomość o identycznej treści: „Hej, zapomniałam Ci powiedzieć! Ten dezodorant działa!”. To chyba najlepsza rekomendacja, jaką możemy mu wystawić.


Na tej stronie korzystamy z cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody, zmień ustawienia przeglądarki.OK