W Japonii rzeczą zwykłą i codzienną są łaźnie, które dzielą się na publiczne zwane sentō i prywatne (napełniane wodą termalną). To nie tylko forma wypoczynku, ale też rodzaj dużej publicznej łazienki, w której obok basenów z gorącą wodą — a może przede wszystkim — ciągną się ścianki z lustrami, prysznicami i miednicami, gdzie na siedząco, przyglądając się bacznie odbiciu w lustrze, można porządnie wyszorować ciało, nałożyć szampon, maseczkę i oddać kąpielowym zabiegom.
Wnętrza z kolei ozdabia się mozaikami, malowidłami lub skromniej — ozdobną glazurą, jednak najczęściej powtarzającym się wizerunkiem jest Góra Fudżi.
Jednym z kurortów, któremu sławę przyniosły właśnie onseny, jest Kinosaki. Łaźnie powstałe na gorących źródłach, bogatych w minerały i lecznicze pierwiastki, budowano tu na przełomie stuleci.
W Kinosaki znajduje się siedem onsenów, które pochodzą z różnych czasów i charakteryzują się różną stylistyką. Każda łaźnia, dzięki połączeniu wody z dedykowaną przestrzenią, oferuje magiczne właściwości (nie tylko dla ciała) — pobyt w Ichino-yu gwarantuje pomyślność w podróży, wody w Mandara-yu sprzyjają przedsiębiorczości, a moc wody w Goshono-yu pomoże w odnalezieniu wybranki/—a oraz, co ciekawe, ochroni przed pożarem.
Zaraz po opuszczeniu pociągu, jeszcze na stacji, można przechwycić parę klapek, zaś kilka kroków dalej, bliżej pierwszych sent i basenów, znajduje się wypożyczalnia kimon kąpielowych.
Zmierzając do miejsca, w którym się zatrzymałyśmy, co rusz mijamy odprężonych przechodniów z ręcznikami na głowach. Po dotarciu do ryokanu recepcjoniści wręczają nam kompletny zestaw „onsenowicza”: yukatę (czyli wspomniane już lekkie kimono kąpielowe) wraz z 2 rodzajami nakryć wierzchnich — lżejszym (krótkim) i ciepłym (sięgającym aż do ziemi), skarpetki z przerwą między dużym palcem — by komfortowo nosić geta, czyli materiałowe klapki na drewnianym koturnie. O swoich butach można na kilka dni zapomnieć, o całej reszcie ubrania — podobnie. Yukatę należy odpowiednio przewiązać sznurkiem i następnie ufryzować kokardę (ilustrowana instrukcja obsługi stroju znajduje się w pokoju — nasze kokardy wyszły z początku jednak na opak, o czym upomniała nas pani, u której kupowałyśmy film fotograficzny.
W pokoju wyłożonym matami tatami naszą uwagę przyciągnęły również drewniane przyrządy do masażu (polecamy) i japońskie gry (za trudne).
Do łaźni wchodzi się już bez ubrania, o czym przypominają znaki przy wejściu — przekreślony kostium kąpielowy — a sama przestrzeń podzielona jest względem płci tak, że całą architekturę zmultiplikowano do dwóch identycznych, symetrycznych segmentów.
I tip na koniec: by należycie wejść w rytm dnia w japońskim uzdrowisku, należy uzbroić się w ręczniki (jeden duży do wycierania, jeden mały do schładzania głowy w gorących źródłach), wypożyczyć rower i, spoglądając na kieszonkową mapkę, odwiedzać kolejne onseny (można robić przerwy na lody z matchy lub śmietankowe z tsubuan — słodką pastą z czerwonej fasoli).