Wertując poradniki kosmetyczne sprzed kilkudziesięciu lat, natrafiłam na kilka zachęcających przepisów na domowe maseczki. Receptury dwu-/trzyskładnikowe, proste do wykonania, trudne do nałożenia. Odejmują uroku, gdy trzymasz je na twarzy, dodają blasku, gdy je zmywasz. Dla niezniechęconych trzy przepisy i moje wrażenia.
Łagodząca maseczka z siemienia lnianego
Dwie łyżki siemienia lnianego ugotować w dwóch filiżankach wody (zastąpiłam naparem z rumianku) na papkę. Ciepłą papką posmarować twarz, zmyć po 20 minutach zimną wodą.
Przepis prosty. Odmierzam, wlewam, włączam gaz. Pojawia się cień wątpliwości, jak długo mam siemię gotować — po 15 minutach ziarenka nadal są twardawe, a woda prawie całkowicie wyparowała. Uznaję, że wystarczy. Powstałą papkę lekko miksuję blenderem. Prawdziwym wyzwaniem okazuje się nałożenie maseczki na twarz. Nie da się tego zrobić samodzielnie w pionie. Szczególnie, jeśli dołożycie do receptury kilka kropel ulubionego olejku. Gęsty glut zalewa oczy i kapie na zlew. Przenoszę się z miseczką i przygotowanym wcześniej (na szczęście!) kompresem gazowym na łóżko i robię to w poziomie. To dobry pomysł (już pomijam, że siemię lniane mam również w dziurkach w nosie), zaczynam panować nad sytuacją. Przynajmniej tak mi się wydaje, dopóki nie cykam selfie i z przerażeniem orientuję, że wyglądam jakby mnie obsiadł rój pszczół. Całe szczęście, że nie ma w domu mojego chłopaka. Trzymam kciuki, żeby nie przyszedł kurier z wyczekiwanymi butami.
Na tym etapie uznaję, że w życiu nie mogę polecić Wam tego przepisu. Obrzucicie mnie przekleństwami. Gdy jednak po 20 minutach zmywam maseczkę i widzę jej efekt w postaci rozjaśnionej, nawilżonej jak po koreańskiej płachcie cery, zmieniam zdanie. To absolutny hit, o ile macie pod ręką przyjaciółkę, siostrę lub mamę do pomocy.
Odżywcza maseczka z pyłku kwiatowego
1 łyżeczkę pyłku ucieramy z łyżeczką miodu, dodajemy 1 łyżeczkę mąki ziemniaczanej (zastąpiłam skrobią kukurydzianą) i 1 łyżeczkę przegotowanej lub mineralnej wody (zastąpiłam naparem z rumianku)
Zero dramatów. Maseczka ma konsystencję gładkiej pasty, ma ładny żółty kolor, bardzo łatwo się rozprowadza, i pięknie pachnie. Rzeczywiście pozostawia skórę głęboko odżywioną i wygładzoną.
Maseczka z tartego jabłka dla skóry tłustej i mieszanej
1 łyżkę utartego miąższu jabłka zmieszać z 1 płaską łyżeczką mąki ziemniaczanej lub skrobi kukurydzianej. Rozsmarować na twarzy i przykryć kompresem z gazy lub jednorazową maseczką w płachcie.
Przy aplikacji spływa z twarzy — trzeba nakładać warstewkami, aż zacznie zastygać. Dzięki dodatkowi skrobi dzieje się to dosyć szybko i nie trzeba leżeć plackiem w łóżku przez 20 minut, jak w przypadku maseczki z siemienia. Wizualnie mało estetyczna (polecam zetrzeć jabłko na najmniejszych oczkach, w przeciwnym razie sterczą niezaschnięte jabłkowe farfocle), za to efekt rzeczywiście widoczny gołym okiem. Skóra napięta, ale nawilżona, pory wyraźnie zwężone. Na zachętę dodam, że pektyna z jabłek to jeden z ulubionych składników cenionej przez nas marki Omorovicza. Zawiera dużo minerałów i naturalnej witaminy C. Aplikowana regularnie na skórę, zapewnia nawilżenie, obronę przed wolnymi rodnikami, rozjaśnioną cerę. Ja się zachęciłam i zamierzam robić jabłkową maseczkę regularnie.