W twoich kolekcjach znajdujemy dużo inspiracji wspaniałymi, ale bardzo różnymi kobietami, m.in. Patti Smith, Bianca Jagger, Angelica Huston, Ingrid Bergman. Która z nich jest Tobie najbliższa?
Nie potrafię wybrać jednej, wszystkie muzy moich kolekcji są niezwykle charyzmatyczne i inspirujące. Największy sentyment mam jednak do wielkich włoskich aktorek. Kocham żywiołową Annę Magnani i kobiecą Monikę Vitti.
Bardzo bliskie jest mi kino lat sześćdziesiątych. Czarno-białe filmy Vittorio de Sica i francuska Nowa Fala wywarły ogromny wpływ na mój rozwój estetyczny i intelektualny. Poza tym kończyłam klasę włoską w liceum Batorego, gdzie prof. Ernst która zadbała o to, żebyśmy oprócz znajomości języka mieli również pogłębioną wiedzę w zakresie architektury i kultury Włoch. Jestem jej dzisiaj za to bardzo wdzięczna, chociaż wtedy nie rozumiałam, dlaczego każe nam uczyć się na pamięć zabytków Wenecji lub dialogów z neorealistycznych filmów.
Studiowałaś we Włoszech i Francji. Czy zdążyłaś przyzwyczaić się tam do jakichś produktów, których brakuje Ci teraz w Polsce?
Mam wiele sentymentalnych przyzwyczajeń. Z Włoch przywożę mydło Atkinson o zapachu lawendy — podoba mi się jego intensywny indygowy kolor i zapach, który kojarzy mi się z czystością. Gdy wracam z targów tkanin Milano Unica i otwieram walizkę, cała przechodzi zapachem tych mydeł. Za to z wulkanicznej wyspy Lanzarote przywożę mydła i żel z aloesu. Są życiodajne dla skóry.
Apropos mydeł — Ty też chowasz je między ubraniami?
Raczej trzymam je w szafce w łazience. Mam za to bardzo intensywne związane z moją babcią, która używała Chanel nr 5. Cała jej szafa, wszystkie apaszki i dodatki pachniały tymi perfumami. To ona nauczyła mnie, żeby znaleźć swój zapach i starać się być mu wiernym.
I udało Ci się?
Tak. Wody Eau de Soir firmy Sisley używam codziennie od 16-tego roku życia, jest dla mnie jak ubranie. Ludzie kojarzą mnie z nim od zawsze.
Na stole, oprócz kosmetyków, o których mamy rozmawiać, przygotowałaś miseczki z solą i korą dębu…
Stare, wypróbowane sposoby pielęgnacji naszych matek i babć są niezawodne. Lubię tradycyjne i naturalne metody pielęgnacji, rytuały — nawiązuję do nich w pracy i w życiu prywatnym.
Jak ich używasz?
Kora dębu rozjaśnia skórę, łagodzi podrażnienia, działa antyseptycznie. Należy ją zagotować, a następnie odcedzoną wlać do wanny. Sprawdzi się zwłaszcza wtedy, kiedy zależy nam na ładnym dekolcie lub kiedy odkrywamy plecy.
Co ze wspomnianą solą?
Z różowej soli himalajskiej i oliwy z oliwek robię peelingi — oczyszczają z toksyn, są świetne dla całej rodziny. Mogą je stosować nawet małe dzieci (oczywiście drobniej zmielona), jeśli występują u nich niewielkie problemy skórne. Ważne tylko, żeby była to rzeczywiście sól himalajska.
Czy w naturalny sposób dbasz również o zdrowie?
Tak. staram się leczyć naturalnie, stosuję homeopatię. Zamiast herbaty piję kwiat lipy, rumianek i koper włoski. Na ból brzucha parzę startą skórkę cytryny i liść laurowy — według wiekowej sycylijskiej receptury. Zimą jem dużo miodu. Chętnie przywożę go z podróży, jako że w każdym kraju smakuje inaczej.
To może przejdźmy po prostu do Twojej rutyny pielęgnacyjnej. Co przy sobie robisz na co dzień?
Dzień zaczynam od mycia buzi zimną wodą — nauczyłam się tego od mojej mamy. Lubię myć twarz mydłem w kostce, do demakijażu używam płynu micelarnego Avène. Następnie używam kremów, naprzemiennie Babor i Embryolisse. Do tego oszczędny makijaż. Przed snem sięgam z kolei po oleje, najczęściej argan i opuncję.
Aczkolwiek nie jestem pewna, czy mogę to nazwać rutyną. Nie lubię w życiu powtarzalnych gestów, nużą mnie. Rutyna jest podstępna… Czuję, że wsadza mnie w ramy, z których staram się uciekać.
Jak taki lekki makijaż w twoim wykonaniu wygląda?
Rzęsy maluję wodoodpornym tuszem, a usta bezbarwnym błyszczykiem. Mój ulubiony to Lip Maximizer od Diora. Latem używam brązującego pudru Guerlain, w zimie podkładu i pudru w kamieniu — od lat jest to bezkonkurencyjny Yardley.
Monika: Nie wiedziałam, że można wciąż kupić puder Yardleya. To był mój pierwszy kolorowy kosmetyk! Bodajże 20 lat temu. Gdzie go kupujesz?
Kupuję go w Społem na Mokotowskiej za około 20 zł.
Wnioskujemy, że kolorowych szminek nie używasz wcale?
Mocne usta podobają mi się u innych, mam wrażenie, że do mojego klasycznego typu urody po prostu nie pasują. Nie czuję się dobrze w wyrazistym makijażu.
Czym się kierujesz się, wybierając kosmetyki?
Zasadą „mniej znaczy więcej”. W mojej łazience nie znajdziecie wiele kosmetyków — zarówno tych do makijażu, jak również do codziennej pielęgnacji. Za to bardzo cenię ich jakość, zwracam uwagę na skład, nie lubię intensywnych zapachów. Jeżeli kosmetyk mi pasuje, używam go przez wiele lat.
W Twoich kolekcjach używasz głównie naturalnych, szlachetnych tkanin.
Kiedyś pościel i koszule nocne dostawało się w posagu — były uszyte ze szlachetnych lnów i jedwabi. Do uszycia zimowych spódnic i spodni zamawianych u krawców wybierano wełniane tkaniny. Cenię szlachetność wypływającą z jakości używanych produktów i ich historii. Szkoły w Rzymie i Paryżu nauczyły mnie doceniać pamięć rzeczy i technik przekazywanych z pokolenia na pokolenie, i kultury rzemieślniczej pielęgnowanej i nieprzerwanej w tych krajach od stuleci. Wychodzę z założenia, że jakość produktu jest tak samo ważna jak modny projekt, wobec czego dobieram tkaniny, a ulubionych nie zmieniam od lat — naturalne materiały są przyjazne skórze, nie powodują alergii, są przyjazne środowisku. Świadoma konsumpcja jest w dzisiejszym świecie bardzo ważna. Staram się wybierać produkty, które nie są anonimowe, lubię znać miejsce, w którym są tworzone i osoby, które je tworzą. Lubię niszę, lokalność, cenię jakość, która często chodzi w parze z małą produkcją. Tę samą filozofię stosuję przy wyborze jedzenia, kosmetyków i ubrań.
Podoba nam się, że Twoje kolekcje nie dominują dziewczyn, a jedynie podkreślają ich naturalne piękno.
Miło, mi że jesteście takiego zdania. Strój powinien podkreślać kobietę, budować ją, wzmacniać. Dodawać kobiecości i odwagi. Dobra moda podkreśla sylwetkę, wyciąga z niej to, co najlepsze. Staram się tworzyć projekty uniwersalne, dopasowane do współczesnego trybu życia. Dbam o jakość wykończenia, tworząc luksusowe pret-a-porter w demokratycznej cenie. Uważam, że modą można i powinno się bawić, podkreślać swój charakter i wyrażać nastrój. Również poprzez modę ludzie manifestują swoje poglądy polityczne. Było to widoczne choćby podczas Czarnego Protestu, który odbył się niedawno w Polsce.
Jaki masz stosunek do starzenia się?
Bardzo naturalny. Oczywiście są osoby, które się ładnie starzeją i są osoby, które starzeją się źle. Myślę, że trzeba o siebie dbać na podstawowym poziomie — pamiętać o higienie, zdrowo się odżywiać, przebywać na świeżym powietrzu.
Jestem przeciwna interwencjom chirurgicznym, ale staram się nie krytykować ludzi, którzy z tego korzystają. Każdy robi to, na co ma ochotę, choć osobiście zwracam się w kierunku twarzy, które mają charakter, po których widać mnogość przeżyć, czasem również trosk.
Kiedyś Anna Magnani, o której zresztą wspomniałaś, bardzo oburzona retuszowaniem swoich zdjęć powiedziała: „Słucham?! Ja tyle lat pracowałam na te zmarszczki, a wy mi je chcecie tak po prostu usunąć?”.
Dziś ludzie żyją w kulcie młodości, mnie kwestia własnego wieku specjalnie nie zajmuje, choć mam szczęście pochodzić z rodziny kobiet, które starzeją się z gracją.
Wszystko zależy od głowy — można być mentalnie staruszką w wieku 20 lat, a można pozostać młodą kobietą mając lat sześćdziesiąt.
Jest coś, czego nie lubisz robić?
Nie przepadam za maskami w płachtach, które często pokazujecie na Instagramie, zwyczajnie nie mam do nich cierpliwości.
To co z kolei pielęgnujesz z największą dbałością?
Włosy. Jeszcze w dzieciństwie zapadła mi w pamięci scena, w której kobieta o przepięknych włosach mówi swojej córce, że przed snem trzeba szczotkować je z głową pochyloną w dół. To mnie kompletnie zafascynowało! Nie pamiętam tytułu filmu, za to radę bohaterki wcieliłam w życie i trzymam się jej po dziś dzień. Wierzę, że czesząc włosy, zdejmujemy z siebie energię całego dnia.
Z wczesnych lat pamiętam też Babcię, która myła mi włosy żółtkiem, żeby te były mocniejsze.
Masz zaufanego fryzjera?
Od zawsze chodzę do salonu Mira w Alejach Ujazdowskich, mam do tego miejsca ogromny sentyment. Pierwszą wizytę u pani Miry odbyłam tuż po pierwszych urodzinach… Dziś moje włosy pielęgnuje jej córka — Dorota. To bardzo warszawskie miejsce, z dużą tradycją.
Trudno nie zagapić się na Twoje zadbane dłonie. Korzystasz z pomocy specjalistek?
Chodzę na manicure często, bo raz w tygodniu, a kolor lakieru wybieram w zależności od nastroju i okazji. To dla mnie ogromny luksus i przyjemność.
Czyli nie tylko pociągnięte bezbarwnym lakierem, jak teraz, ale też kolorowe?
W malowaniu paznokci podoba mi się to, jak szybko i z jaką łatwością można je zmienić. Czerwone dodają kobiecości, czarne są manifestem, bezbarwne — schludne, świeże i czyste.
Zdradzisz, do kogo chodzisz?
Również do zaufanej manikiurzystki, pani Basi. Od lat.
A co według Ciebie szpeci?
Szpeci masowość i bezmyślna uniformizacja. Szpeci zła jakość i bylejakość. Szpeci brak dbałości o siebie i zatracanie swoich indywidualnych cech na rzecz tego, żeby wyglądać jak inni.
Produkty