Tym razem nie na wakacje, a w odwiedziny — popracować, ale u boku bliskiej osoby i z gwarancją ładnej pogody. Jak przygotowuję skórę, zanim zasiądę z komputerem na balkonie? Przekonajcie się sami!
Oczyszczanie
Tu z pomocą przychodzi niezawodny Glossier Milky Jelly Cleanser ($18/177 ml). Opisywany i zachwalany nie raz, m.in. w przeglądzie portfolio marki.
Tonizowanie
Niech Was nie zmyli zgrabna buteleczka po toniku Aesop’a — użyłam jej, bo tego wymagały ode mnie ograniczenia związane z przewozem płynów w bagażu podręcznym. W środku znajduje się Whamisa Organic Flowers Toner (149 zł/120 ml), wersja Original. Czy jest wart swojej zaporowej ceny? Ciężko mi powiedzieć. Niby wszystko gra, pięknie pachnie, ma wspaniały skład (pełen sfermentowanych organicznych wyciągów roślinnych) i nietypową konsystencję — pomiędzy wodnistym tonikiem a lekką esencją.
Mimo wszystkich tych zalet uważam jednak, że moja skóra (bezproblemowa, ani tłusta, ani sucha, po kuracji izotretynoiną) bardziej polubiła się z Aesopem (B & Tea Balancing Toner, 128 zł/100 ml) bogatym w prowitaminę B5, która, w przeciwieństwie do popularnej i uważanej za uniwersalną witaminy C, wyjątkowo mi służy.
Ochrona SPF
Z podkulonym ogonem — w międzyczasie robiłam podejście do trzech innych produktów — wróciłam do La Roche-Posay Anthelios AC z SPF 30 (ok. 59 zł/30 ml), którego używałam podczas zeszłorocznego pobytu w Tel-Awiwie (w wersji o wyższym faktorze).
Jest lekki, nie zapycha, nie pozostawia na skórze tłustej warstwy, nie bieli, natychmiastowo się wchłania. Wydaje mi się, że stanowi doskonałą bazę pod makijaż (jeśli takowy wykonujemy), choć nie mogę poświadczyć w 100%, że nie waży się pod podkładem czy kremem BB, bo jakiś czas temu odstawiłam nawet pół-transparentny Glossier Skin Tint.
Minusy? Nieprzyjemny zapach. Na szczęście dokucza jedynie w momencie nakładania, potem się ulatnia.
Nawilżanie
W ciągu dnia nie potrzebuję dodatkowego nawilżenia. Wspomniany krem przeciwsłoneczny w zupełności mi wystarcza. Wieczorem sięgam po serum z kwasem hialuronowym The Ordinary Hyaluronic Acid 2% + B5 (31 zł/30 ml), na którego punkcie oszalałam od pierwszego użycia. Wygładza, tworząc na skórze satynową powłoczkę (sprawdzone przez kilka koleżanek i na dłoniach, i na twarzy), odżywia, nie obciąża, zmniejsza utratę wody przez naskórek, łagodzi zaczerwienienia i niewielkie zmiany trądzikowe. Jakby tego było mało, jest w 100% wegańskie, nietestowane na zwierzętach, nie zawiera alkoholu ani silikonów.
Po „wciśnięciu” kilku kropli w twarz, wieczorną rutynę kończę masażem. Czasem, dla wzmocnienia poślizgu, używam mleczka Muji (Moisturising Milk Light, 9€/200 ml, do kupienia w większych sklepach Muji w Europie, np. w Berlinie lub Mediolanie) lub nagietkowej Weledy dla dzieci (ok. 30 zł/50 ml), którą podkradam przyjaciółce.
Ekstra
To, że nadmierna ekspozycja na słońce wysusza skórę, nie jest żadnym odkryciem, ani nowością. Dwa razy w tygodniu planuję wspomóc się intensywnie nawilżającymi i obudowującymi maskami w płachtach. Postawiłam na pewniaki, które już nie raz lądowały na mojej twarzy i które szczerze mogę polecić ze względu na efekty zauważalne gołym okiem — Missha Super Aqua Cell Renew Snail Hydro-Gel Mask (cena waha się między 8 a 16 zł w zależności od sklepu i promocji), Missha 3-Step Hydrating Mask (ok. 14 zł) i Cremorlab White Bloom Triple Bright Floral Mask (cena waha się między 13 a 19 zł w zależności od sklepu i promocji).
Oprócz tego regularne pozbywanie się martwego naskórka. Do ciała wystarczy zmielona kawa i oliwa z oliwek, dostępne w sklepach spożywczych niezależnie od szerokości geograficznej. Po sól i błoto z Morza Martwego skoczę do sklepu stacjonarnego lokalnej (choć wprowadzonej do globalnej sprzedaży) marki Ahava. Do twarzy ulubiony peeling REN Micro Polish Cleanser, dorwany za grosze w warszawskim TK Maxx (cena regularna to 145 zł/150 ml, ja zapłaciłam 39,90).