Wywiad. 01.05.2018. Tekst: Monia Kucel, zdjęcia: Paulina Puchalska

Barbara Anna Welento

Dziewczyńskość to jedyna grupa, której czuję się częścią. Ludzie chodzą do kościoła, są lokalnymi patriotami, angażują się w ratowanie planety. A ja jestem po prostu dziewczyną. I bardzo to lubię

Z Basią Welento, współzałożycielką Vegan Ramen Shop, spotkałyśmy się jeszcze zimą w jej mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Choć znałyśmy się wówczas tylko z widzenia, szybko skróciłyśmy dystans, zaglądając jej do łazienki i kosmetyczki. Z rozbrajającą szczerością Basia opowiedziała nam o przemycaniu Japonii nie tylko do kuchni, o „Vaianie”, byciu dziewczyną, makijażu i wspieraniu lokalnych marek. I o Januszu.

Basia: Czyli będziemy rozmawiać o kosmetykach?

Tak.

Wspaniale! Wreszcie jakiś fajny temat. A nie tylko ramen i ramen (śmiech).

Ale niech stanie się on punktem wyjścia do naszej rozmowy. Czy Twoja fascynacja Japonią kończy się na ramenie, czy obejmuje również pielęgnację?

Zdecydownie obejmuje również pielęgnację. I to nie tylko japońską, ale również koreańską. Kiedyś, przy okazji podróży, przywoziłam sobie z Azji pół walizki kosmetyków. Od jakiegoś czasu staram się już tak nie szaleć. Większość z nich jest dostępna w Polsce, mamy też coraz więcej sympatycznych polskich zamienników. Dużo azjatyckich kosmetyków jest testowanych na zwierzętach, dlatego zwracam uwagę, czy na opakowaniu widnieją oznaczenia vegannot animal tested. Niestety odpada z tego powodu wiele maseczek w płachcie. Chociaż święta nie jestem i zdarza mi się od czasu do czasu takiej użyć.

Pociągnę temat „sympatycznych polskich zamienników” — czy masz swoich ulubieńców?

Bardzo lubię markę Miya Cosmetics — która od początku do końca inspirowana jest pielęgnacją azjatycką. Tak się składa, że założyła ją moja stryjeczna siostra Ania. Bawi mnie, że choć pochodzimy z mięsożernych rodzin, obie prowadzimy stricte wegańskie działalności.
Pierwszy krem dostałam od Ani w prezencie. Kolejne już z przyjemnością zakupiłam — są świetne. Przy okazji dobrze mi robi myśl, że zamiast koncernu wspieram rodzinny biznes.

Nie testowałyśmy tej marki. Od czego zacząć?

Od mgiełki do twarzy Beauty Essence. Spryskajcie się, wspaniale pachnie. Prawda, że życie od razu piękniejsze? (śmiech)
A to jest z kolei rewitalizujące serum do twarzy. Trzeba rozgrzać je w dłoniach, a następnie wklepać w twarz.

Ale zapach!

To sprawdź jeszcze krem różany.

Nie chcę Ci otwierać nowego opakowania.

Nie krępuj się, otwórz. Idealny pod makijaż, nie klei się i nie waży. Z polskich marek uwielbiam jeszcze Yope — za wspaniałe mydła w płynie, i Ministerstwo Dobrego Mydła — za olejki i hydrolaty.

Basia, może żeby uporządkować naszą rozmowę, opowiesz, jak wygląda Twoja poranna pielęgnacja?

Rano wszystko robię migusiem. Najpierw szybki prysznic, po którym nieco dłużej gmeram przy twarzy. Zaczynam od płynu micelarnego Bioderma, którego używam zarówno wieczorem do zmycia makijażu, jak i rano do odświeżenia cery. Próbowałam bawić się w “iluśtamkrokowy” azjatycki sposób oczyszczania twarzy, ale to nie dla mnie. Nie znoszę, gdy mi się coś lepi na twarzy, tłuści włosy i jeszcze wymaga kilkukrotnego zmywania wodą. Zdecydowanie wolę wacik nasączony płynem micelarnym, następnie pianka do mycia twarzy, tonik, esencja, serum i krem. I już na koniec malowanko.

Lubisz się malować?

Totalnie! Traktuję makijaż jako kreację siebie. Lubię go wykonywać i lubię jego efekt na twarzy. Gdy byłam młodsza, nie pokazywałam się w wersji saute. Z wiekiem na szczęście mi to przeszło. Jeśli nie mam nastroju lub czasu na makijaż, nie wpadam w panikę, że świat zobaczy mnie taką, jaką jestem.  Uważam, że naturalne piękno jest cool. Chociaż piękno wynikające z kreacji własnej osoby jest jeszcze fajniejsze.

To będzie świetny cytat na otwarcie.

No dobra, to przyznam się, że przeczytałam to kiedyś na jakimś punkowym forum (śmiech).

To jaka jest Twoja makijażowa kreacja?

Zaczynam od nałożenia cienkiej warstwy bazy dla cer naczynkowych Photo Finish Reduce Redness ze Smashboxa. Czerwienię się w dziwnych miejscach, a ta zielona maź świetnie wyrównuje koloryt skóry. Na to odrobina podkładu w wersji cushion czyli w poduszce — bardzo lubię ten wynalazek. Póki co nie przywiązałam się do konkretnego produktu. Testuję różne marki. Właśnie kończę Lancome Teint Idole Ultra Cushion, który był całkiem w porządku. Następnie w ruch idzie magiczna paletka od Too Faced. Jak widzicie, używam z niej właściwie tylko trzech kolorów: Nectar, Just PeachyPeaches’n’Cream. Gdy je wykończę, oddaję paletkę koleżance, której podobają się nieruszane przez mnie odcienie. W ten sposób nic się nie marnuje.

Konturujesz nimi twarz?

To chyba za dużo powiedziane. Maznę sobie tym ciemniejszym po policzkach, żeby nie wyglądać jak księżyc w pełni, tym jasnym z kolei rozświetlam okolice oczu. I tyle. Jeśli mi się chce, to maluję jeszcze kreskę eyelinerem. Mam też paletkę cieni do oczu Kat Von D.

Sprawdźmy, ilu kolorów z niej używasz.

Tu już lepiej. Aż cztery. Warto było zainwestować pieniądze (śmiech).

Co robisz przy sobie wieczorem?

Zmywam makijaż Biodermą, a następnie używam płatków złuszczających Neogen. Nie znoszę klasycznego peelingu, ani tłustych mazideł, dlatego te płatki są dla mnie idealną opcją. Przecieram nimi buzię, lekko masując przy tym skórę, i cześć — pielęgnacja w trybie instant. Następnie esencja i krem do twarzy. Używam tego samego na dzień i na noc.

A pod oczy?

Mam, ale używam, jak mi się przypomni.

Jeju, masz tę jajeczną maseczkę! Bardzo chciałam ją przetestować!

To weź ją sobie, jeśli chcesz, ja jej nie używam. Dostałam ją w bonusie za pisanie horoskopów do L’Officiel. Stoi i się marnuje, bo, jak wspominałam, z maseczkami stoję na bakier. Robię wyjątek tylko dla tych w płachcie i to też nie za często.

Piszesz horoskopy?!

Tak, to bardzo przyjemne dodatkowe zajęcie. Oczywiście dla swojego znaku zawsze piszę najlepszy (śmiech).

A jakim jesteś znakiem zodiaku?

Skorpion!

Ooooooo! (Paulina klaszcze z radości, też jest skorpionem)

Wydaje mi się, że wciąż za mało powiedziałam o mojej ulubionej marce, czyli Ministerstwie Dobrego Mydła. Jestem ich wyznawczynią. Przez jakiś czas mieszkałam blisko sklepu stacjonarnego na Woli — co za miejsce! Wchodzisz tam i z marszu czujesz się zaopiekowana. Uwielbiam olejek z pestek malin i ten z pestek śliwki.

Ale kiedy używasz olejków? Mówiłaś, że nie lubisz takich tłustych formuł.

Używam, gdy mam więcej czasu i nastrój na domowe spa. Na co dzień działam z automatu, mam stały rytuał, do którego raczej niczego sobie nie dokładam.

Przełamujesz tę rutynę regularnie czy od święta?

Robię to w dzień mycia głowy, który wypada raz lub dwa razy w tygodniu. Mam bardzo gęste i suche włosy, takie końskie, koreańskie żyłki. Nie wiem, skąd się wzięły na mojej głowie. Gdy jestem w Azji, życie z nimi staje się o wiele prostsze — falują się dzięki wyższej wilgotności powietrza. W polskiej rzeczywistości ich mycie i suszenie to zmora. Schodzi mi na to przynajmniej godzina czasu. Między innymi z tego powodu nie stosuję ciężkich oleistych produktów.
W dzień, w którym je myję, pozwalam sobie i na olejek, i na maseczkę w płachcie. Kiedyś przykładałam do pielęgnacji włosów więcej uwagi. Ale im bardziej się starałam i przesadnie o nie dbałam, tym bardziej były nieznośne — spuszone i niesubordynowane. Zminimalizowałam pielęgnację do minimum, już ich nawet nie szczotkuję. Wstaję, wygładzam rękoma i ruszam w dzień. Przeczesuję wyłącznie pod prysznicem, po nałożeniu odżywki. Neglektyzm, jak widać, popłaca. No chyba że na ich poprawę miały wpływ zmiany hormonalne, kto wie.

A jakich produktów używasz do ich pielęgnacji?

Szampony zmieniam. Ale są wśród nich takie, do których regularnie wracam — Davines Love Curl do włosów kręconych oraz Lush Curly Wurly i do kompletu odżywka American Cream. Gdy się kończą, molestuję znajomych, którzy wyjeżdżają zagranicę, żeby mi je przywieźli. Jeśli chodzi o odżywki, to bardzo podobna w działaniu do Davines jest maseczka Babuszka Agafia — Regeneracja, elastyczność i blask. Kosztuje 5 zł, a efekt jak za odżywkę piętnaście razy droższą.
Mam też małego ulubieńca w sprayu od marki Purite — Apple Herbal Vinegar. Zakwasza włosy, dzięki czemu mocno się błyszczą. Uprzedzam, że śmierdzi nieco octem, ale na szczęście zapach szybko się ulatnia. Jest super.
Co jeszcze? Dobra fryzjerka jest dla mnie ważniejsza niż kosmetyki. Sandra Kpodonou nie raz, nie dwa odwiodła mnie od farbowania włosów.

Czy to twój naturalny kolor?

Tak.

I Ty go chciałaś farbować?!

Zimą ich kolor jest idealny, ale latem płowieją na słońcu, bardzo mnie to denerwuje. Poza tym wyrwałam sobie niedawno kilka siwych włosów, więc raczej wcześniej czy później się Sandrze postawię.

Możesz przyciemniać korą dębową, z tym że trzeba ją najpierw zagotować z wodą, odcedzić i dopiero wtedy wypłukać włosy.

A weź przestań, nie mam czasu na takie czynności! Ani chęci. Gdybym mogła, chodziłabym raz w tygodniu do fryzjera nawet na mycie włosów.

Włoszki tak robią. Mają takie gęste włosy, jak Ty, i często nie ogarniają tematu samodzielnie. Może Ty masz właśnie włoskie korzenie?

Ponoć tak. Był jakiś Riccardo Valente, ale nie zweryfikowałam tej informacji, więc nie chce przerzucać winy za włosy na biednego Riccardo (śmiech).

Wróćmy jeszcze do tego dnia relaksu.

Powiedziałaś dnia relaksu? To się nie zdarza, to jest raczej dodatkowa godzina na umycie włosów. Jeśli mam więcej czasu na bimbanie, to po prostu jem.

Jesz?

Tak, jeśli mam wolny dzień od pracy i nie jestem w restauracji, lubię zjeść na mieście coś, co nie będzie ramenem. Na przykład ryż.

Czyli relaks w kuchni, a nie w łazience?

Dokładnie tak. Ugotujemy sobie z moim współlokatorem Januszem zupę, obejrzymy jakiś tutorial na YouTubie. To mnie relaksuje. Lubię też pojechać na miasto, do ziomków po fachu i posmakować ich dań.

Czy jest jakiś kosmetyk, bez którego absolutnie nie możesz się obejść?

Perfumy. Trochę się załamałam, bo właśnie mi się kończą ukochane Arabie od Serge’a Lutens’a, a akurat nie ma ich w sklepie. Gdy weszłam kiedyś do taksówki, pani kierowca powiedziała mi, że pachnę marokańskim bazarem. Świetnie podsumowała ten zapach. Suchy, przyprawowy, orientalny. Lubię też Jeux de Peau, również SL. Pachnie skórką od chleba. Także, jak słychać, lubię pachnieć jedzeniem, o ile oczywiście nie jest to czosnek lub cebula. Kiedyś gustowałam w słodkich kompozycjach, teraz moje upodobania skręcają w kierunku uniseksów. Nie cierpię kwiatowych kompozycji.

Paulina: A kto używa Radio Bombay, Ty czy Janusz? Pytam, bo to z kolei mój ukochany zapach.

Janusz. Ale przyznaję, że zdarza mi się je podebrać.

Czyli to jest półeczka Janusza? Dobra selekcja! Zdarza Wam się wymieniać kosmetykami?

Jestem na taką opcję otwarta. Mamy wspólny płyn micelarny i mydło. Mówię Januszowi, żeby się częstował, gdy mam coś nowego. Janusz ma z kolei dużo produktów stricte dla mężczyzn, którymi nie jestem zainteresowana. 

Zmieniam na chwilę temat, bo boję się, że mi umknie. A chciałam koniecznie wspomnieć o dezodorancie z zielonej glinki Purite. Tylko koniecznie z zielonej, a nie białej. Ten z białą brudzi ubrania, zielony nie.

I naprawdę działa? Różnie to bywa z naturalnymi dezodorantami.

Nie pocisz się, nie śmierdzisz i jeszcze masz nawilżona skórę pod pachami. Przysięgam, to największe kosmetyczne „WOW”, jakie padło z moich ust na temat kosmetyku. Zanim go wypróbowałam, już na sam dźwięk słowa „naturalny dezodorant”, zaczynałam się pocić (śmiech).

Przetestujemy. Basia, a opowiesz o kobietach w Twojej rodzinie? Czy Mama miała jakieś rytuały, które Ci przekazała?

Mama niekoniecznie. W mojej rodzinie ideałem beauty jest zdecydowanie babcia — odkąd pamiętam smarowała się kremem Nivea Soft. Ma 86 lat, a w zeszłe święta wbiła się w kostium, w którym była na ślubie moich starych w 1987 roku. Aczkolwiek muszę przyznać, że jest to jedyna osoba na świecie, której się boję. Janusza też się czasem boję, ale babci jednak bardziej.

Dlaczego?

Ciężko to sprecyzować, po prostu budzi respekt. Wyprostowana, zadbana, pewna siebie. Pierwsza reprezentantka Girl Power, z jaką miałam do czynienia. Robi sobie delikatny makijaż nawet, gdy idzie wyrzucić śmieci. Zawsze powtarza, że to niekulturalne wobec innych, żeby musieli patrzeć na nas takich rozmemłanych. To jest ogromny kontrast wobec tego, co się teraz lansuje w mediach, prawda? Cały ten naturalizm, self acceptance… Kontra moja babcia, która uważa za niekulturalne bycie nieestetycznym.

A gdzie Ty jesteś na tej skali?

Chyba gdzieś pośrodku. Nie mogę się zdecydować, czy bliższa mi jest postawa: „Bądź pro w każdej sytuacji”, czy: „Daj se siana, jesteś piękna, jaka jesteś”.

Może to po prostu zależy od nastroju?

Myślę, że w dużej mierze tak. Zdarzają mi się tak zwane dni dresa — spodnie z paskami Adidas, bluza z kapturem i zero presji na wygląd.

Na szczęście czasy, kiedy to dziewczyny miały być wyłącznie pachnącymi kwiatkami cieszącymi oczy innych, przeminęły.

Teraz nikt nic nie musi, przynajmniej ja nie czuję presji znikąd. Dopasowuję wygląd do nastroju.

A jaki masz dzisiaj nastrój?

Dzisiaj naszło mnie na miedziane rudości. Odziałam się w tybetańską szatę, do której bardzo pasują pomarańczowe usta. Ktoś mi kiedyś powiedział, że mój typ urody jest pomiędzy jesienią a zimą, co w praktyce oznacza, że dobrze mi zarówno w ciepłych, jak i zimnych odcieniach. Mogę wszystko! Czasem Janusz się wtrąci i coś skrytykuje. To jest zaleta mieszkania z gejem — zawsze powie ci prawdę.

Przenosimy się z łazienki do sypialni Basi.

Czy nam się wydaje, czy masz obsesję na punkcie Vaiany?

Przecież to jest najlepszy film Disney’a! Mam z niego chyba cały dostępny merch!

Za co lubisz Vaianę?

To jest pierwsza bohaterka filmów Disneya, która w nikim się nie zakochuje, robi swoje i jest taką pro-dziewuchą. Do tego rajska plaża, piękne piosenki i ratowanie swojej wioski. A koleś, z którym ma do czynienia, wcale nie zostaję na końcu jej mężem. Wręcz jest obśmiany, bo w obliczu zagrożenia, on wymięka, a Vaiana wręcz przeciwnie. Bierze sprawy w swoje ręce i ratuje wyspę. Świetny wzorzec dla dziewczyn, bez dramy w tle. Tylko Mama się ze mnie nabija, że jestem infantylna. Według mnie to nie jest żadna wada, po prostu nigdy nie przeszła mi zajawka na zabawki.

A te roboty?

To moja kolejna „infantylna” zajawka — składanie robotów Gundam. Lubię takie autystyczne zajęcia — siadasz i przez bite osiem godzin koncentrujesz się na tym, żeby równo wykroić plastyk. Głowa mi odpoczywa od myślenia o podatkach, Kaczyńskim i tym podobnych.

Monika: Ja bym się zachlastała tym nożykiem po 10 minutach!

A dla mnie to jak pobyt na wakacjach. Zazwyczaj robię to, gdy wyjeżdża Janusz, żeby mnie nie szkalował. Rozkładam stół w salonie, przy którym to on zazwyczaj pracuje. Zaczynam o 13 i potrafię tak dłubać do 23.

Czy zbierasz coś jeszcze?

Płyty winylowe. Kiedyś kolekcjonowałam Lego, ale mi się znudziło.

Byłabyś super opiekunką do mojego syna.

Nie, nie, tylko nie to. Nie zniosłabym, gdyby dorwał się do moich zabawek. To, co tu widzicie, to nawet nie jest połowa mojej kolekcji. Większość z nich została w moim poprzednim mieszkaniu.
O ile zagracam się zabawkami, to w kwestii ubrań jestem zdecydowanie minimalistką. Mam mundurki, których kurczowo się trzymam.

Co się składa na Twój mundurek?

Ubranie przyszłości, czyli kimona Haori kupione w Japonii za 30 zł za sztukę — wygodne, przewiewne, estetyczne. Do tego koniecznie legginsy, najwygodniejsze spodnie na świecie.

Zwracasz uwagę na inne dziewczyny?

Zawsze! Ja tym żyję! Powiem Wam, że dziewczyńskość to jedyna grupa, której czuję się częścią. Ludzie chodzą do kościoła, są lokalnymi patriotami, angażują się w ratowanie planety. A ja jestem po prostu dziewczyną. I bardzo to lubię.

A na jakie typiary zwracasz uwagę?

Na jakieś! Na takie ze swoim zdaniem, ze swoim stylem, zarówno na te grube, jak i chude, i te pomiędzy. I mimo że śledzę mnóstwo fajnych dziewczyn na Instagramie z całego świata, to i tak najbardziej inspirujące są dla mnie dziewczyny z bliskiego otoczenia. Na przykład te, które zakładają własne biznesy lub te, które mają silne pasje — dziewczny z Coco Bowls, Asia Jezierska, Areta Szpura, Basia Szablisty. A poza tym „No gods, no managers, no idols”.

Kiedy czujesz się najbardziej atrakcyjna?

Na przykład teraz, bo ładnie się ubrałam, pomalowałam, i Janusz mnie pochwalił, że dobrze wyglądam. Rozmawiam z  Wami o fajnych, babskich sprawach. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się aż tak rozgadałam, jestem raczej małomówna — poza trybem pracy jako kelnerka — a Wy doprowadziłyście mnie do słowotoku.

Twoja ulubiona piosenka na rozruch.

Soundtrack z Vaiany. Nie śmiejcie się. Ja mówię serio. Nawet Janusz zna wszystkie kawałki na pamięć. A poza tym słucham punkrocka. Zresztą moją biznesową partnerkę poznałam na forum punkrockowym — kaliforniapunk.info.  Najpierw do siebie pisałyśmy, potem chodziłyśmy razem na koncerty, a potem znajomość przerodziła się we wspólny biznes.

A gdybyś mogła się na jeden dzień zamienić z kimś na życie? W czyjej skórze chciałabyś przeżyć jeden dzień?

Chciałabym zobaczyć, jak to jest być Januszem (*Janusz jest managerem gwiazd, przypisek red). Jak to jest ratować świat z pozycji krzesła w domu.

 


Na tej stronie korzystamy z cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody, zmień ustawienia przeglądarki.OK